Uporządkowanie prawa, zatrudnienie kompetentnych informatyków, korzystanie z doświadczeń i porady fachowców - to warunki skutecznego wykorzystania pieniędzy na informatyzację administracji publicznej.
Polska ma znakomitych młodych informatyków. Dlaczego więc dotychczas nie udało się zbudować e-administracji, a kolejne projekty w tym zakresie są raczej przykładem porażki, a nie sukcesu?
- Informatycy znajdują się na końcu procesu budowy e-administracji. Są tylko wykonawcami. Nie tworzą projektów IT ani prawa. Tymczasem jeśli nie ma dobrze przygotowanych projektów i przepisów, nie sposób wykonać nawet specyfikacji projektu IT. Przypomnijmy, że przetarg na system POLTAX ogłoszono, gdy nie było jeszcze ustaw podatkowych o PIT i o VAT. Jedna z firm słusznie stwierdziła wtedy, że nie złoży oferty, bo nie wiadomo, co należy zrobić. Przed takim dylematem wciąż stają firmy podejmujące współpracę z partnerami publicznymi.
Informatyzacja administracji publicznej wymaga, po pierwsze, stworzenia ram prawnych, a po drugie - wprowadzenia takich zmian w obecnie obowiązujących ustawach, które stworzą możliwości obrotu e-dokumentami w urzędach. Na co bowiem się zdadzą świetne aplikacje i narzędzia IT, skoro wiele ustaw nakazuje urzędnikom prowadzenie obrotu dokumentami papierowymi? Kolejną przeszkodą jest siatka płac w administracji. To ona powoduje, że najlepsi informatycy nie pracują w urzędach, ale gdzie indziej. W konsekwencji projekty IT dla administracji są stosunkowo słabo przygotowane, a potem niedostatecznie nadzorowane.
Trudno o powodzenie informatyzacji urzędów, gdy proces ten jest realizowany w celu zaspokojenia głównie potrzeb urzędów, a mniej obywateli. Jednym z efektów takiego podejścia jest pasywność systemów polegająca na tym, że obywatel, kontaktując się z urzędem on-line musi za każdym razem przekazywać te same dane o sobie. System aktywny po zidentyfikowaniu użytkownika umożliwia zapisanie jedynie aktualnych danych, a także wprowadzenie zmian w danych już przekazanych, jeśli wymaga tego sytuacja. Nie bez wpływu na wprowadzanie technologii do urzędów jest prawo o zamówieniach publicznych. Jeśli utrudnia ono realizację wielu inwestycji publicznych, to o wiele bardziej inwestycji technologicznych.
W najbliższych latach na informatyzację administracji i tworzenie podwalin e-gospodarki możemy wydać kilkanaście miliardów złotych. Jaki jest klucz do efektywnego wykorzystania tych środków?
- Im mamy mniej pieniędzy, tym bardziej należy budować rozwiązania użyteczne, które sprawią, że działanie machiny urzędniczej będzie prostsze i tańsze. Teraz, gdy dysponujemy tak znacznymi środkami, warto uruchamiać równolegle te same projekty w co najmniej dwóch wersjach i cały czas badać, która z nich lepiej rokuje, by w pewnym momencie zadecydować o wyłączeniu jednej z nich i kontynuowaniu prac nad tą drugą. Takie postępowanie może być trudne ze względu na obowiązujące przepisy, ale daje większe gwarancje, że jedna z kilku wersji będzie skuteczna i odpowiednia do potrzeb. W końcowym efekcie takie podejście jest też opłacalne. Dlaczego? Na świecie tylko 16-20 proc. publicznych projektów IT jest realizowanych w założonym czasie i budżecie. Powodem jest niedostateczne przygotowanie i brak alternatyw w trakcie realizacji. Dlatego warto na początku zainwestować większe środki. Przy takim podejściu szansa na sukces rośnie. Dzięki temu można bowiem starannie przygotować priorytety i projekty. Tymczasem MSWiA zapowiada, że do końca roku ogłosi pierwsze zamówienia na informatyzację.
Eksperci branży bankowej, bogatsi o doświadczenia wprowadzania technologii do banków, twierdzą, że plany e-administracji tworzone w zaciszu gabinetów ministerialnych, a także uzgadniane jedynie między resortami to za mało. Czy rzeczywiście potrzebna jest szeroka konsultacja z przedstawicielami biznesu?
- Urzędnicy, tworząc plany informatyzacji, nie powinni zakładać, że zrobią to własnymi siłami. Projekt PESEL 2, opracowany przez urzędników i realizowany przez studentów, zakończył się niepowodzeniem. Warto wyciągać wnioski z tego przykładu i innych, jemu podobnych. Urzędnicy zbyt często ulegają też pokusie resortowości, tj. tworzenia systemów do obsługi wyłącznie potrzeb poszczególnych ministerstw. Wtedy każdy resort uczy się jedynie na własnych błędach i wyrzuca przy tej okazji sporo publicznych pieniędzy w błoto.
PIIT stoi na stanowisku, że potrzebny jest centralny system realizacji dużych kontraktów publicznych, który byłby obsługiwany przez fachowców od dobrego przygotowywania zamówień, ich wdrażania i odbioru. Rolą podmiotów biznesowych jest opiniowanie publicznych projektów, pokazanie własnych możliwości, prezentowanie doświadczeń. Tego rodzaju konsultacja ma niewymierną wartość i z pewnością dotychczas nie była dostatecznie stosowana. Jednak z tego rodzaju konsultacją urzędy mają dużo problemów. Banki i inne podmioty biznesowe - nie. Zanim zdecydują się na wdrożenie, dokładnie oglądają i analizują przedkładane im propozycje. Urzędnicy zaś boją się kontaktów z zewnętrznymi wykonawcami, bo mogliby być podejrzewani o bratanie się z biznesem, czy - co gorsza - o korupcję. Takie obawy pojawiają się, bo brakuje kompetencji. Kompetentny urzędnik miałby więcej odwagi zweryfikować resortowe plany w konfrontacji z zewnętrznymi specjalistami. W efekcie projekty byłyby lepiej przygotowane. Niedostateczna współpraca z biznesem również przemawia za stworzeniem instytucjonalnej platformy do takiej współpracy.
Warto wyciągnąć wnioski z dotychczasowych doświadczeń i tym razem część środków przeznaczyć na stworzenie mechanizmów przygotowania, konsultingu, a inną część na nagrody dla nadzorców wdrożenia (success fee). Takie rozwiązania z pewnością mogą skutecznie motywować urzędników prowadzących projekt do osiągnięcia założonego celu.
Informatyzacja zakłada rozbudowę sieci udostępniającej internet i wdrożenie oprogramowania umożliwiającego urzędom świadczenie usług w sposób elektroniczny. Czy działania rządu w tym zakresie nie są skazane na niepowodzenie, skoro za te dwa obszary odpowiadają różne resorty (Ministerstwo Infrastruktury oraz MSWiA)?
- PIIT zaproponował w 2007 roku, by połączyć kompetencje obu resortów w jednym silnym ośrodku rządowym odpowiedzialnym za teleinformatyzację. Za takim posunięciem przemawia praktyka wielu krajów UE, w których taki resort jest standardowym elementem rządu.
Ponadto w telekomunikacji coraz większą rolę odgrywa informatyka. Łączność, telewizja i media ulegają cyfryzacji. Oznacza to, że coraz rzadziej mamy do czynienia z sytuacją, w której system informatyczny jest podłączony do łączy telekomunikacyjnych, a coraz częściej z systemami teleinformatycznymi rozłożonymi w różnych miejscach i komunikującymi się ze sobą przez internet. To kolejny argument za stworzeniem jednego resortu ds. telekomunikacji i informatyzacji.
Pod koniec rządów PiS-u nastawienie do tej reformy działów było pozytywne, ale nie zdążono tego zrobić. Obecny rząd również przychyla się do tej idei, ale na razie nie kwapi się do działania. Niemniej rządowi specjaliści ds. łączności i informatyki regularnie się spotykają. Należy więc oczekiwać, że fuzja resortów jest kwestią czasu.
WACŁAW ISZKOWSKI
prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, autor i współautor wielu publikacji dotyczących rynku teleinformatycznego i projektowania systemów informatycznych