TP SA: ultimatum strajkowe

Jeśli do piątku zarząd TP SA nie zrezygnuje z planowanych zwolnień, związkowcy zapowiadają strajk

W połowie marca firma poinformowała 20 zakładowych organizacji związkowych o rozpoczęciu procedury zwolnień grupowych. Mają one objąć 3,5 tys. spośród 31 tys. pracowników TP SA.

Negocjacje związków z zarządem nie przyniosły dotąd efektów. Związkowcy domagają się rezygnacji z planów zwolnień grupowych, zaś członek zarządu TP SA Wojciech Roman zaproponował - według naszych informacji - jedynie zmniejszenie redukcji o 300 osób w zamian za rezygnację ze standardowej podwyżki inflacyjnej w tym roku.

Związki odrzuciły tę ofertę i dały zarządowi czas do piątku. - Nie możemy się zgodzić na zwolnienia, nawet mniejsze, gdyż nie mamy gwarancji, że za rok sytuacja się nie powtórzy - powiedział nam wiceprzewodniczący "S" pracowników TP SA Waldemar Stawski. - Chcemy, by zarząd zgodził się na stworzenie wspólnej strategii dla firmy, która umożliwiłaby jej rozwój. Nie może być tylko nastawiona na wysokie zyski.

Do współpracy związkowcy zaprosili ekspertów z Centrum im. Adama Smitha.

W ciągu czterech lat zatrudnienie u największego polskiego operatora zmniejszyło się o 40 tys. etatów. Związkowcy twierdzą, że otrzymali zapewnienia, iż kolejnych zwolnień nie będzie. Zarząd tłumaczy się m.in. spadkiem przychodów spółki w telefonii stacjonarnej i zmianami technologicznymi. Dalej odstaje ona pod względem efektywności od czołowych telekomów ze wskaźnikiem 370 linii na pracownika, choć cała grupa TP SA przyniosła w ubiegłym roku aż 2,2 mld zł zysku netto.

W końcu ubiegłego roku TP SA utworzyła na redukcję zatrudnienia rezerwę finansową w wysokości 130 mln zł. Zarząd zaproponował, że jeśli pracownik zrezygnuje do 31 maja, otrzyma - oprócz odprawy uzależnionej od stażu pracy w TP SA i wysokości zasadniczego wynagrodzenia - dodatkowe odszkodowanie w wysokości 10 tys. 950 zł, jeśli zaś do 30 czerwca - byłoby to 5 tys. 475 zł.

W środę przedstawiciele związków spotkali się z ambasadorem Francji i na slajdach zaprezentowali mu sytuację. - Rząd francuski jest współwłaścicielem TP SA poprzez strategicznego inwestora France Telecom, a były szef FT jest teraz ministrem finansów - tłumaczy wizytę w ambasadzie Waldemar Stawski.

Kilka tygodni temu związkowcy pod nią pikietowali. Padły wówczas oskarżenia, że France Telecom przykręca śrubę w Polsce, bo chce zmniejszyć redukcje u siebie.

Za strajkiem w TP SA opowiedziało się w referendum 90 proc. uczestników (wzięła w nim udział połowa załogi). Nie ustalono jeszcze, na czym miałby polegać ewentualny protest. Decyzje zapadną w przyszłym tygodniu. Związkowcy zapowiadali dotąd, że gdyby doszło do strajku, uderzyłby on w firmę, a nie w jej klientów. Nie wchodziłoby w grę przerwanie łączności telefonicznej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.