Aukcje internetowe. Obetnij sobie płacę

Jak bardzo gotów jesteś obniżyć płacę, żeby zdobyć pracę? Niemieckie związki zawodowe szykują się do walki z serwisami internetowymi, na których osoby szukające pracy licytują się, kto weźmie mniej pieniędzy za wykonaną pracę. To nie żart

Takie specyficzne aukcje to najnowszy wynalazek na niemieckim rynku pracy. Na stronach internetowych (np. www.jobdumping.de) ogłaszają się pracodawcy, którzy mają do zaoferowania miejsce pracy. Piszą w ofercie, jaka jest startowa stawka płacy. Osoby, które chciałyby to stanowisko dostać, muszą przedstawić swoją ofertę stawki - oczywiście, powinna być mniejsza niż ta, którą podał pracodawca. I rozpoczyna się aukcja, tyle tylko że w dół. Kto sprzeda siebie (lub swoje umiejętności) za mniej, ten wygra.

Możliwa jest też odwrotna kombinacja: osoba poszukująca pracy daje ogłoszenie, a ewentualni pracodawcy odpowiadają, ile są skłonni dać.

Właściciel strony jobdumping.de twierdzi, że z jego usług skorzystało już 20 tys. osób. 1,3 tys. z nich podpisało kontrakt. Ta liczba zapewne szybko się zmieni - każdego dnia stronę odwiedza około 30 tys. osób. Przede wszystkim Niemców.

- W tej chwili Polacy nie mogą jeszcze korzystać z naszego serwisu, ale w sierpniu zamierzamy uruchomić wersję międzynarodową w kilku językach. Mam nadzieję, że także po polsku - mówi "Gazecie" Fabian Löwe, twórca strony www.jobdumping.de.

Twórcy strony pobierają opłaty tylko w przypadku zawarcia kontraktu - 3,9 proc. wynegocjowanej płacy, o ile będzie ona mniejsza niż 100 euro, lub 0,8 proc., gdy stawka przekroczy tę sumę.

Płaci ten, kto ogłoszenie zamieścił.

Nie pierwszy, ale najbardziej radykalny

Serwis jobdumping.de nie jest pionierem, jeśli chodzi o poszukiwanie zajęcia poprzez internet i licytowanie w dół. Od dawna istnieją strony internetowe funkcjonujące na podobnych zasadach, np. eMoonLighter.com. Korzysta z nich ok. 100 mln osób na świecie, z czego ok. 9 mln osób w Unii Europejskiej - dane Komisji Europejskiej oraz International Telework Association & Council, organizacji monitorującej rynek tzw. telepracy. Oferty telepracy można znaleźć nawet na popularnych serwisach aukcyjnych, choćby na polskim allegro.pl.

Jednak serwis www.jobdumping.de jest od nich inny. Różnica polega na tym, że o ile w tamtych serwisach odnajdują się przede wszystkim osoby zainteresowane telepracą (np. tłumacze, którzy pocztą elektroniczną dostają od zleceniodawcy tekst), o tyle jobdumping.de dotyczy głównie pracy bardziej tradycyjnej. Na przykład zatrudnienia przy budowie domu.

Po drugie, już sama nazwa serwisu wskazuje, po co on został tak naprawdę założony - słowa job-dumping można w wolny sposób przetłumaczyć z angielskiego na "dumping pracy". Czyli maksymalne obniżenie stawek za wykonaną pracę. Löwe podkreśla jednak, że oprócz samej płacy bardzo ważnym elementem przetargowym - uwzględnianym w ofertach - są także kwalifikacje.

Zresztą zdaniem twórców strony w obniżaniu płac nie ma nic złego. - Nasza gospodarka się załamuje, mamy najniższy wzrosty PKB w Unii Europejskiej. Jak wyjść z tego kryzysu? Jeśli wszyscy zgodzimy się zarabiać trochę mniej, nasze towary staną się tańsze, przez co bardziej atrakcyjne - wyjaśnia Löwe.

Związki protestują

To jednak nie przekonuje związków zawodowych. Przestrzegają one, że w kraju, w którym bezrobotnych jest obecnie niemal 5,2 mln, taki serwis może tylko powiększyć niestabilność rynku pracy, skłonić bezrobotnych do desperackich kroków.

Niemiecka konfederacja związków zawodowych zapowiedziała więc, że zastanowi się nad krokami prawnymi przeciwko serwisowi. I namawia szeregowych związkowców, by nie korzystali z usług tego serwisu. - On nie gwarantuje im żadnego bezpieczeństwa - podkreśla Helmar Höhn, rzecznik federacji związkowej DGB, cytowany przez portal specjalistyczny EUObserver.

Prawnicy powątpiewają jednak, czy związkowcy cokolwiek zwojują. - Nie będzie im łatwo znaleźć punktu zahaczenia. Istotą prawa cywilnego jest swoboda zawierania umów - uważa Tomasz Major, prawnik, przewodniczący rady nadzorczej Izby Pracodawców Polskich zrzeszającej polskich eksporterów. - Jedyna wątpliwa sytuacja mogłaby się pojawić wtedy, gdy chętni na pracę zaproponują naprawdę niskie stawki. W niemieckim prawie istnieje pojęcie pensji będącej wyzyskiem. W orzecznictwie sądów utrwaliło się, że taka pensja to 70 proc. stawki wynegocjowanej w porozumieniach dwustronnych w danej branży, w danym regionie kraju - podkreśla Major.

Jego zdaniem związkowcy powinni raczej pogodzić się tym, że takie serwisy internetowe się pojawiają. - Oczywiście, że w Niemczech takie aukcje wywołują szok, bo mogą doprowadzić do spadku płac. Taka aukcja musi być ogromnym dyskomfortem także dla już zatrudnionych osób, gdy zobaczą, że na "ich" stanowisko pracy rozpisano aukcję. Jednocześnie jednak płaca w Niemczech stanie się bliższa rynkowym realiom. Do takich akcji chyba powinniśmy się przyzwyczaić - dodaje polski ekspert. - Spodziewam się, że wkrótce mogę mieć konkurencję - potwierdza Löwe.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.