Odliczanie do strajku w TP SA

Telekomunikacja Polska zlikwiduje ostatecznie 2845 etatów, zaś średnia wysokość odpraw i odszkodowań ma wynieść ok. 50 tys. zł. Związki zapowiadają na poniedziałek akcję strajkową

Telekomunikacja ogłosiła w czwartek regulamin zwolnień grupowych - minęło bowiem 20 dni przewidziane na konsultacje ze związkami. Pracownicy będą mogli skorzystać z opcji dobrowolnego odejścia, jeśli do 21 kwietnia złożą odpowiedni wniosek (umowa o pracę zostałaby rozwiązana 31 maja). "Wszyscy, którzy zdecydują się na dobrowolne odejście, otrzymają dodatkowe odszkodowanie. Wyniesie ono 18 250 zł, czyli o 7300 zł więcej, niż wcześniej planowano" - głosi komunikat TP SA.

Oprócz odszkodowania odchodzący pracownicy otrzymają odprawy wynikające z zapisów Ponadzakładowego Układu Zbiorowego Pracy i kodeksu pracy. Ich wysokość zależy od stażu pracy w TP i wysokości wynagrodzenia zasadniczego. Łącznie wartość odszkodowania i odprawy wyniesie średnio ok. 50 tys. zł brutto na osobę (początkowo miało być 37 tys.). To kwota porównywalna ze świadczeniami wypłacanymi w okresie obowiązywania pakietu socjalnego w ostatnich latach - od 2001 roku z firmy odeszło prawie 40 tys. osób.

Jeżeli odejść za porozumieniem stron będzie jednak mniej niż założonych etatów do likwidacji, "brakujące" osoby otrzymają wypowiedzenia. Zwolnienia dotknęłyby przy tym tylko działy wsparcia, a nie związane z bezpośrednią obsługą klientów.

Czy redukcje są potrzebne?

- Odrzucamy regulamin zwolnień i w poniedziałek przeprowadzimy akcje strajkową - poinformował PAP wiceprzewodniczący Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność" Waldemar Stawski. - Zaproponowaliśmy zarządowi, że odstąpimy od protestu, jeśli regulamin zawierałby tylko dobrowolne odejścia z pracy. Chcieliśmy wówczas usiąść z zarządem do rozmów i wspólnie wypracować możliwości dalszego rozwoju firmy - powiedział Stawski.

Jego zdaniem odejście tylu pracowników będzie miało negatywny wpływ na działalność firmy i pogorszy obsługę klientów, czego efektem będzie spadek ich liczby. Związki uważają też, że podobne redukcje mogą mieć miejsce w przyszłości. Domagają się więc zmiany strategii spółki na "prorozwojową" i szukania oszczędności w innych miejscach.

Według zarządu zwolnienia są niezbędne, ponieważ spadają przychody z telefonii stacjonarnej, a konkurencja na rynku znacznie się zaostrzyła. Zdaniem członka zarządu TP SA Wojciecha Romana wydajność TP SA jest gorsza od średniej europejskiej - w polskiej spółce na zatrudnionego przypadają 373 linie, a w najlepszych telekomach ten wskaźnik sięga 700 (słoweński operator za dwa lata chce przekroczyć 1 tys. linii na pracownika). Ale np. we France Telecom (kontroluje TP SA) ten wskaźnik jest jeszcze gorszy i ledwie przekracza 300.

Plany redukcji zatrudnienia w TP SA obejmowały wcześniej 3,5 tys. etatów z liczącej 30,3 tys. osób załogi. Na ten cel spółka utworzyła w końcu ubiegłego roku 130 mln zł rezerwy.

Legalny, nielegalny

Przeciw zwolnieniom protestuje 20 związków w TP SA. Najsilniejsza "S" odmówiła rozmów z zarządem, zanim ten nie zadeklaruje zamiaru odstąpienia od redukcji.

Związki uważają, że zarząd przeprowadza ją pod naciskiem francuskiego inwestora (France Telecom ma 47,5 proc. akcji), który nie zdołał zrealizować planowanych zwolnień u siebie i chce "nadrobić" zaległości w Polsce. Związkowcy interweniowali już u ambasadora Francji, a nawet pikietowali ambasadę pod hasłem: "Z TP SA będą nici, zanim Francuz głód nasyci".

Od ośmiu dni trwa też głodówka 13 związkowców z "S" w siedzibie spółki. "S" prowadzi wojnę nerwów z zarządem - zarzuciła mu nawet, że próbował odciąć głodujących od łączności telefonicznej,... zagłuszając sygnał sieci GSM.

Zdaniem Wojciecha Romana ewentualny strajk byłby nielegalny, bo zgodnie z prawem zwolnienia grupowe nie mogą być podstawą do wszczęcia sporu zbiorowego. Może mieć miejsce, gdy pracodawca narusza prawa pracownicze. Zdaniem związkowców spór zbiorowy trwa jednak od 2002 roku, kiedy to został podpisany protokół rozbieżności dotyczący trzech punktów zawartego wówczas porozumienia.

Początkowo związkowcy chcieli przeprowadzić akcję strajkową 5 kwietnia, ale z uwagi na śmierć papieża Jana Pawła II przełożyli ją na najbliższy poniedziałek. Waldemar Stawski poinformował, że szczegóły poniedziałkowej akcji protestacyjnej będą znane po pogrzebie Papieża. - Do tego czasu nie chcemy na ten temat rozmawiać - zaznaczył.

Wcześniej związkowcy deklarowali, że zrobią wszystko, by nie ucierpieli klienci, ale pod uwagę brano pomysł zasypania telefonami przez pracowników TP SA serwisu Błękitna Linia, co miałoby go skutecznie zablokować. Zarząd stara się zabezpieczyć przed sytuacją, w której pracownicy odeszliby od stanowisk pracy, np. w przypadku Błękitnej Linii przygotował grupę przeszkolonych osób z zewnątrz, które zastąpiłyby strajkujących.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.