Komórki. Portret azjatyckiego giganta

Hutchison Whampoa, firma kontrolowana przez najbogatszego Azjatę Li Ka-shinga, wzięła udział w największej rozgrywce hazardowej w historii - postawiła na telefonię komórkową trzeciej generacji. Teraz, kiedy biznes zaczyna się kręcić, chce ją wprowadzić również w Polsce

Pan Li, zwany w macierzystym Honkongu Mr Broadband lub wręcz Supermanem, ze względu na niebywałe powodzenie w interesach, które obejmują długą listę branż od telekomunikacji, przez nieruchomości po porty kontenerowe, postawił na 3G ponad 20 mld dol. Była to hazardowa rozgrywka, ponieważ nikt przed nim nie postawił tyle na nową, niesprawdzoną technologię. I choć jeszcze przed półtora rokiem wieszczono jego klęskę, wygląda na to, że wyjdzie na swoje. Sieci komórkowe Hutchisona występujące pod marką "3" cieszą się szybko rosnącym powodzeniem.

Przesiadka do ekspresu

Kiedy na Starym Kontynencie wymyślono jeszcze bardziej zaawansowaną technologię niż będący maszynką do robienia pieniędzy popularny GSM, Li Ka-shing uznał, że nie może go na tym polu zabraknąć. Trzecia generacja komórek (GSM to druga po pierwszej analogowej) to multimedialny UMTS z szybkim dostępem do internetu, wideopołączeniami, a nawet telewizją. Potentat z Hongkongu zdecydował się w ten sposób na przesiadkę z pociągu osobowego na ekspres.

Aby kupić odpowiedni bilet, sprzedał w latach 1999-2000 swoje udziały w brytyjskim operatorze Orange i amerykańskim Voicestream. Kupcy wówczas zdecydowanie przepłacili, ale były to czasy boomu telekomów i pęcznienia internetowej bańki. W efekcie kiedy Hutchison przystępował do gry o 3G bank inwestycyjny Goldmann Sachs oszacował jego zasoby wolnej gotówki na 28 mld dol.

Nie tylko Li Ka-shing miał chrapkę na wielki biznes jutra, jak określano 3G. Mordercze licytacje o licencje komórkowe (tylko w Niemczech operatorzy zapłacili łącznie 45 mld dol.) wykrwawiły jednak znacznie bardziej jego konkurentów. Li Ka-shing potrafił powiedzieć: "stop". Kiedy w sierpniu 2000 r. zrezygnował z inwestycji w Niemczech "New York Times", pytał: "Czy Superman utracił swą moc?".

Gdy jednak "internetowa bańka" pękła i kursy telekomów zwaliły się na łeb na szyję, Hutchison stracił znacznie mniej. Co najważniejsze, kiedy rozczarowani do niesprawdzonej technologii szefowie telekomów zrezygnowali z ambitnych planów Superman snuł swoje plany.

Wejście smoka

Wiosną 2003 r. Hutchison uruchomił nowe sieci komórkowe w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Potem dołączył do swej kolekcji: Szwecję, Austrię, Danię, Izrael i Australię.

Zwycięstwo w walce o klientów miały przynieść multimedia. W Wlk. Brytanii zaoferował do oglądania na wyświetlaczach telefonów i innych przenośnych urządzeń fragmenty meczów premiership, transmisje z domu Wielkiego Brata" oraz koncertów muzycznych. Teledysk Robbiego Williamsa "Misunderstood" najpierw można było obejrzeć na telefonach w sieci "3", a dopiero później w internecie czy telewizji. Brytyjskie czy włoskie media pełne były reklam promujących rozmowy wideo.

Strategia ta - nastawiona na pozyskanie głównie biznesmenów - zakończyła się jednak dotkliwą porażką. Zamiast miliona do końca 2003 r. zdobył ledwie 600 tys. klientów w Europie, a korzystanie z multimediów było mizerne. Dlaczego?

Żeby prowadzić wideorozmowę z inną osobą, musi ona również zaawansowany aparat i nie obawiać się "inwigilacji" rozmówcy. Tymczasem nie dość, że odpowiednich telefonów było na rynku mało, to były początkowo nieporęcznymi i bardzo zawodnymi machinami. Czas pracy bez doładowania baterii był tak krótki, że skuszeni przez Hutchisona Włosi nosili zwykle również dotychczasowy telefon GSM.

Nie czas na wodotryski

Hutchison zareagował błyskawicznie i już po kilku miesiącach zupełnie zmienił swą strategię. Postawił na... zwykłe rozmowy telefoniczne. Wykorzystał to, że ich koszt ponoszony przez operatora jest średnio dwukrotnie niższy niż w GSM. Warunkiem jest zdobycie dużej liczby klientów. Koncern z Hongkongu zaproponował plany taryfowe trzykrotnie tańsze od rywali. Ci początkowo zlekceważyli posunięcie Hutchisona, widząc w nim tylko "desperację w poszukiwaniu klientów". W bieżącej promocji za równowartość 70 zł miesięcznie oferuje 50 godzin rozmów poza godzinami szczytu plus któryś z 12 modeli telefonów za darmo (konkurencyjny Orange sprzedaje aparaty za 199-399 euro).

Hutchisonowi pomogło też pojawienie się coraz lepszych i mniejszych telefonów. W efekcie w Wlk. Brytanii liczba klientów wzrosła w ciągu ostatniego roku z 361 tys. do 3 mln, zaś wśród nich pokaźną część stanowi młodzież. Podobnie było we Włoszech, gdzie w pozyskiwaniu nowych klientów pomogło koncernowi wprowadzenie w końcu 2003 r. prawa do zachowania przez nich numeru przy zmianie operatora. Łącznie w Europie z usług Hutchisona korzysta ponad 8 mln osób. Koncern dalej szybko umacnia swoją pozycję. W IV kwartale ubiegłego roku przypadało nań 60 proc. nowych klientów we Włoszech i prawie 40 proc. w Wielkiej Brytanii.

Po pierwszych niepowodzeniach firma zwiększyła też swoje przychody z usług niegłosowych. W 2003 r. stanowiły one zaledwie 10 proc. jej przychodów, zaś w ubiegłym roku - dwa razy więcej.

Mimo niskich cen średni przychód od użytkownika (ARPU) jest wciąż wyższy od średniej rynkowej i we Włoszech wynosi 47 euro (to prawie trzykrotnie więcej niż polska średnia). W tym roku sieci 3G Hutchisona mają przynieść zysk operacyjny.

Analitycy: zobaczymy

Dla analityków Hutchison jest trudnym przypadkiem. Choć są pod wrażeniem jego poczynań, zwracają uwagę na to, że na biznesie 3G w ubiegłym roku tracił... 4,7 mln dol. dziennie. - Zwiększać liczbę klientów nie jest trudno, ale obawiam się, że Hutchison nie zacznie odzyskiwać pieniędzy w tej dekadzie - powiedział w wywiadzie dla "The Economist" Chris Alliott, analityk banku inwestycyjnego Nomura.

Z kolei Cusson Leung, analityk Merrill Lynch, oczekuje, że operacje 3G Hutchisona przyniosą w przyszłym roku 1,3 mld dol. straty operacyjnej, podczas gdy dyrektor zarządzający koncernu Cannig Fok przewiduje w tym czasie prawie 1 mld dol. zysku.

Aby pozyskać klientów, nie wystarczyły niskie ceny usług. Koncern musi prowadzić kosztowną politykę dotowania sprzedaży telefonów. Aparat kupowany u producenta, trafia do salonów zwykle w cenie "0 funtów". W efekcie średni koszt pozyskania klienta wynosił jesienią aż 271 euro. W zamian klient musi podpisać umowę z operatorem. To bardzo kosztowna strategia, ale Hutchison nie ma wyjścia. Rynki europejskie są już nasycone i musi odbierać klientów istniejącym operatorom. Ci początkowo woleli oddać część użytkowników, niż obniżyć ceny. Nie spieszyli się też z wprowadzaniem usług 3G, by najpierw "zamortyzować" sobie sieci GSM. Teraz to się zmienia, np. na rynku brytyjskim usługi 3G oferują od końca ubiegłego roku jeszcze dwaj operatorzy: O2 i Vodafone.

Krytycy zwracają też uwagę, że Li Ka-shing wyprzedaje liczne aktywa, m.in. w Chinach, by pokryć straty na 3G. Dzieje się to w sytuacji, gdy skupienie się na inwestycjach w Państwie Środka przyniosłyby mu większe zyski niż sieci komórkowe. Taką drogę wybrali jego dawni rywale z Hongkongu.

Hutchison nie zaniechał jednak ekspansji w innych branżach - przed trzema miesiącami kupił największą europejską sieć sklepów perfumeryjnych Marionnaud. Zapłacił 534 mln euro i przejął długi oraz inne zobowiązania o wartości 700 mln euro.

Pan Li ma szczęście

Czy ryzykowna inwestycja w 3G opłaci się Hutchisonowi? W przeciwieństwie do sceptycznych europejskich analityków mieszkańcy Hongkongu wierzą bezgranicznie w pana Li. Kiedy w najtrudniejszym dla niego czasie - w połowie 2002 r. - wprowadzał na giełdę jedną ze swych spółek, popyt 120-krotnie przewyższył podaż.

Li Ka-shing ma po prostu szczęście. I temu szczęściu wyraźnie pomaga. Urodził się w 1928 r., roku Smoka. Jego budynki projektują specjaliści od feng shui, zaś zegarek spieszy się o 8 minut, bo w dialekcie kantońskim "osiem" brzmi jak "bogactwo". Zegarek ten - co biznesmen lubi podkreślać - kosztował tylko 26 dol. Tymczasem jego majątek magazyn "Forbes" oszacował na 13 mld dol.

Zawsze był we właściwym miejscu we właściwym czasie. W latach 1980-97 zainwestowanie w nieruchomości w Hongkongu było biletem do bogactwa, ponieważ rząd kolonialny ograniczył pozyskiwanie nowych działek budowlanych. W efekcie ceny już istniejących rosły jak oszalałe. Wraz z nimi rosła potęga flagowego okrętu Li Ka-shinga kupionego w 1979 r. Hutchisona Whampoa, dawnego brytyjskiego domu handlowego w Hongkongu.

Port kontenerowy Li Ka-shinga zyskał na rozkwicie Hongkongu jako wielkiego węzła handlu morskiego. Potem zaś, inwestując w porty w Chinach, skorzystał niebotycznie na zwiększeniu eksportu Państwa Środka, który w ubiegłym roku sięgnął 325 mld dol., podczas gdy w 1980 r. wynosił tylko 18 mln dol.

Świetne relacje Supermana z rządem w Pekinie budzą wielką nieufność w USA. Kiedy Amerykanie zarzucają mu, że inwestując w porty w okolicach Kanału Panamskiego, jest narzędziem ekspansji Chin, odpowiada: "Nie mam nawet pistoletu. Jak mam więc kontrolować Kanał Panamski?".

Często budowa portu (co siódmy kontener na świecie przechodzi przez nabrzeża Li Ka-shinga) jest początkiem dalszej ekspansji. Na przykład na Bahamach, gdzie jest największym zagranicznym inwestorem, po kolei budował przystań dla luksusowych wycieczkowców, lotnisko, pola golfowe i hotele.

W polskiej sieci

Koncern Li Ka-shinga chce inwestować również w Polsce. Przymierzał się już do budowy terminalu kontenerowego w Gdyni, zaś w 2000 r. był bliski startu w nieudanym przetargu na częstotliwości dla telefonii 3G.

Kiedy kilka dni temu Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty przyjął oferty na budowę w Polsce kolejnej sieci komórkowej, tym razem nie zabrakło i Hutchisona.

Analitycy zgodnie uważają, że to jedyna firma, która może obecnie obalić w Polsce oligopol operatorów sieci komórkowych Plus GSM, Ery i Idei. Mogłaby zaoferować tańsze usługi w ciągu roku i być może od razu w całej Polsce, jeśli URTiP zmusiłby obecnych operatorów do odpłatnego udostępnienia infrastruktury, zanim Hutchison nie zbuduje swojej w całym kraju.

Najpierw jednak potentat z Hongkongu musi wygrać przetarg, który ma być rozstrzygnięty do 9 maja. Wówczas okaże się, jak wielka jest determinacja pana Li odnośnie polskiego rynku, a jak wielka dotychczasowych graczy, którzy są gotowi zaoferować majątek byle tylko "nie wpuścić lisa do komórkowego kurnika".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.