Komórkowy przetarg. W co gra Netia?

Niezwykle rzadko zdarza się, by zwycięzca gigantycznego przetargu w chwilę po ogłoszeniu wyników mówił: ?dziękuję, bardzo się cieszę, ale nie jestem pewien, czy skorzystam?

W ten sposób prezes Netii Wojciech Mądalski wylał w poniedziałek wiadro zimnej wody na głowy organizatorów komórkowego przetargu: Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty i jego prezesa Witolda Grabosia. Ten ostatni liczy, że zapisze na swoje konto wielki sukces, jakim byłoby wprowadzenie na rynek czwartego operatora komórkowego. Nie ukrywa rozczarowania słowami Mądalskiego - prezes Netii oświadczył, że musi najpierw skonsultować dalsze działania z partnerem, którym jest islandzki miliarder Thor Bjorgolfsson i zastanowić się, czy inwestycja ma biznesowy sens. - Spodziewałem się entuzjastycznej reakcji zwycięzcy - powiedział wczoraj "Gazecie" Witold Graboś. - To oświadczenie może być elementem jakiejś gry, której nie rozumiem.

Nie tylko prezes Graboś jej nie rozumie. Trudno też pojąć, dlaczego rywal Netii gigant z Hongkongu Hutchison Whampoa zaoferował w przetargu zaledwie 103 mln zł, czyli trzy i pół razy mniej. Dokładnie tyle, by minimalnie przekroczyć granicę 300 pkt, poniżej której oferta zostałaby odrzucona.

Szarża Netii

W zaskakująco zakończonym przetargu Hutchison był murowanym faworytem. To postrach operatorów w Europie i jeden z pionierów trzeciej generacji komórek UMTS (drugą jest GSM), która wprowadza do komórek szybki internet i multimedia. W krajach, gdzie inwestował, wymuszał na rywalach gwałtowne obniżki cen (w Wielkiej Brytanii spadły w ciągu dwóch lat nawet o dwie trzecie!) i wprowadzanie nowych usług, z którymi się wcześniej nie śpieszyli. Dlatego z jego pojawieniem się w Polsce wiązano ogromne nadzieje.

Tymczasem wygrała Netia z 900 mln zł rocznych przychodów. Firma jeszcze kilka lat temu znajdowała się w finansowej zapaści, z której uratowali ją wierzyciele. Co prawda spółkę wspiera islandzki miliarder Thor Bjorgolfsson, ale żadna ze stron nie ma doświadczenia w nowej technologii UMTS, do której prawo zdobyli. Poza tym Islandczyk wciąż nie objął udziałów w zwycięskiej spółce Netia Mobile i nie wiadomo, kiedy to nastąpi oraz w jakim stopniu zaangażuje się w inwestycję. W opinii analityków Netia musi pozyskać kolejnych partnerów, by podołać wydatkom, które mogą przekroczyć miliard euro. Wielu analityków ma wątpliwości, czy da radę.

Co pichci Netia?

Nie dziwi więc krążąca od dawna po rynku opinia, że Netia dogadała z obecnymi operatorami komórkowymi, by zablokować Hutchisona. W nagrodę dostałaby prawo do działania jako wirtualny operator w ich sieci, a więc bez potrzeby wielkich inwestycji. Plus, Era i Idea nie boją się tak bardzo Netii, za to "Hutcha" - panicznie. Taki plan od początku wydawał się mi się jednak nazbyt szatański.

Oświadczenie prezesa Mądalskiego spowodowało powstanie kolejnych hipotez. Jego wątpliwości odnośnie inwestycji - nie dostał wszystkiego, na co liczył: chciał mieć i przyszłościowy UMTS, i popularny obecnie GSM (a dostał tylko UMTS) - można zrozumieć, gdyby nie to, że z wyników przetargu jasno wynika, iż... wcale nie chciał GSM. Zaoferował zań bowiem śmieszną kwotę 5 mln zł, wiedząc, że to nie wystarczy. Dlaczego tak zrobił? Czy to pretekst, by się wycofać? Mądalski odpowiada, że "nie może zdradzać kuchni".

Zdajmy więc pytanie: kto zyskałby na rezygnacji Netii? Oczywiście drugi na liście Hutchison. Co ciekawe, przejąłby częstotliwości za znacznie niższą deklarowaną przez siebie kwotę 103 mln zł.

Czy więc dogadał się z Netią i zrobił z niej płot, który zablokuje konkurencję? Można oczywiście postawić taką hipotezę. Netia niczym nie ryzykuje, wycofując się - traci jedynie wadium w wysokości miliona złotych. A zyskać może "odstępne" lub prawo do działania w sieci Hutchisona jako wirtualny operator. Z drugiej strony Hutchison zaoszczędza blisko 250 mln zł i ma gwarancję, że wyśrubowana oferta Netii zablokuje dotychczasowych operatorów - Ery, Plusa i Idei, którzy musieliby w tej sytuacji dać po... 1,5 mld zł (oferty nowych inwestorów były bowiem preferowane).

Hutchison bez zapału?

Prezes Graboś powiedział nam wczoraj, że nie wierzy, by taki gigant bawił się w gierki, na których mógłby ucierpieć jego prestiż, a korzyść finansowa - biorąc pod uwagę skalę jego działania - jest niewielka.

Dlatego możemy postawić też odmienną hipotezę. Polska nie jest dla niego ważnym rynkiem. Inwestował dotąd w krajach bogatych: Wielkiej Brytanii, Włoszech, Austrii, Szwecji czy Irlandii. Może więc tylko skorzystał z okazji na zasadzie "dają, to wezmę za grosze, a jak się nie uda, to trudno". Dał opłatę minimalną, która wystarczyła do wygrania przetargu przy założeniu, że zgłoszą się tylko obecni operatorzy. Choć np. PTC (Era) dało - według naszych nieoficjalnych informacji - 330 mln zł, było to za mało, by wygrać nawet z "Hutchem" (pomijając to, że oferta została odrzucona z powodu literówki). I rzeczywiście, do ostatniej chwili nie było jasne, czy wystartuje jeszcze ktoś nowy.

Hutchison mógł też zakładać, że jeśli już słaba Netia się na to zdecyduje, to zaoferuje jedynie grosze. Jeśli tak myśleliby szefowie tego koncernu, oznaczałoby to, że poślizgnęli się na maleńkiej Netii jak na skórce od banana.

Netia ma teraz siedem dni na wystąpienie o częstotliwości UMTS bądź rezygnację z budowy sieci komórkowej. Może w tym czasie zagadka się wyjaśni, a może będzie trzeba postawić kolejne hipotezy.(

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.