Drogi roaming, czyli komórki pod pręgierzem

Za minutę rozmowy przez swój telefon komórkowy Polak zapłaci za granicą nawet 23 zł! Komisja Europejska zapowiada walkę ze zbytnim skubaniem klientów przez operatorów w całej Europie, ale do niższych cen droga daleka

Gwiazda greckiej estrady Dennis Roussos rzewnie śpiewa, a zalani łzami pracownicy salonu Ery machają rękami. Żegnają klienta, który udaje się na wakacje. W ten sposób w telewizyjnej reklamówce największy polski operator komórkowy promuje swoje usługi za granicą.

Chodzi o roaming międzynarodowy - klient może korzystać z telefonu (albo swojej karty SIM) za pośrednictwem zagranicznej sieci. Ta zaś rozlicza się z jego macierzystym operatorem: PTC (Era i Heyah), Polkomtelem (Plus GSM i Sami Swoi) czy Centertelem (Idea).

Kura znosząca złote jajka

Nic dziwnego, że pracownicy Ery tak troskliwie żegnają klienta. - Około 10 proc. naszych użytkowników co najmniej raz w roku korzysta z roamingu. Daje on polskim sieciom 5-10 proc. przychodów - szacuje Mirosław Śmiałek, kierownik działu roamingu w Erze.

To oznaczałoby, że do ich przepastnych kas mogło wpłynąć z tego tytułu w ubiegłym roku łącznie nawet 1,8 mld zł.

Klienci słono płacą. W przypadku regularnych abonentów nasi operatorzy do stawki lokalnej sieci dodają automatycznie podatek VAT i 15 proc. swej marży. Np. minuta połączenia z Grecji do Polski w sieci Vodafone kosztuje w godzinach szczytu 3,48 zł, zaś w innej sieci TIM - 4,42 zł. Niektóre sieci zagraniczne pobierają dodatkowe opłaty za zainicjowanie połączenia, co uderza po kieszeni osoby oszczędne, rozmawiające krótko przez telefon.

Najgorzej mają jednak użytkownicy komórek w systemie bezabonamentowym (telefony na kartę) - ich rozmowy za granicą są jeszcze droższe. Płacą według stawek uzależnionych od kraju bądź nawet całego kontynentu (a nie od każdej zagranicznej sieci), na którym się znajdują, i od tego, dokąd dzwonią. W Egipcie, który jest jednym z liderów drożyzny, maksymalnie minutowa rozmowa lokalna pochłonie 23 zł!

Na klientów czekają też liczne roamingowe pułapki. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że inaczej niż w kraju płacą również za odbierane połączenia. Również nagranie się na pocztę głosową osobie podróżującej za granicą obciąża ją stawką międzynarodową, choćby wiadomości odsłuchała po powrocie do kraju. Nawet w pobliżu granicy można niebacznie wpaść w pole obcej sieci i nabić sobie rachunek.

Skargi na drogi roaming docierają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Użytkownicy komórek rozumieją, że ceny połączeń zagranicznych muszą być wysokie. Nie rozumieją jednak, dlaczego aż tak wysokie - mówi Dariusz Łomowski z UOKiK-u.

Komisja się irytuje

To nie tylko polski problem. I nie dotyczy tylko połączeń głosowych. Jak policzyła organizacja konsumencka INTUG, Belg korzystający z sieci Proximus za ściągnięcie jednego megabajta danych (około minuty piosenki w formacie MP3) zapłaci w Grecji ponad 15 euro, ponad 13 euro w Polsce i blisko 20 euro na Słowacji.

Komisja Europejska zapowiedziała właśnie, że jeszcze w tym roku przedstawi prawne propozycje walki ze zbyt wygórowanymi stawkami roamingowymi. Planuje też uruchomienie po wakacjach strony internetowej, na której Europejczycy mogliby porównywać stawki różnych operatorów. Taki "publiczny pręgierz" ma skłonić najdroższych do obniżek cen. - Sektor telefonii komórkowej może i musi zrobić więcej, tak by konsumenci mogli korzystać z taryf bardziej interesujących niż obecne - oświadczyła Viviane Reding, komisarz odpowiedzialna za media i społeczeństwo informacyjne.

Według Brukseli wysokie stawki roamingu niweczą cały sukces, jakim było stworzenie standardów GSM i UMTS dla wszystkich krajów w Europie. Podważają sens jednolitego, unijnego rynku.

Mimo że Komisja wszczęła już postępowania m.in. przeciw T-Mobile i Vodafone za dyktowanie cen, operatorzy na ogół zachowują spokój. Trudno bowiem udowodnić im zmowę, czy ceny niemające uzasadnienia w kosztach. Również do wprowadzenia w życie nowych regulacji prawnych przez KE droga daleka.

Bruksela liczy na pomoc lokalnych nadzorców rynków, jak nasz Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Zwróciła się do nich o zbadanie sytuacji w dziedzinie roamingu. - Chcemy zakończyć analizy do końca roku i wtedy zdecydujemy, czy interwencja jest potrzebna - mówi rzecznik URTiP-u Jacek Strzałkowski. - Nie możemy jednak zmuszać do czegokolwiek zagranicznych operatorów. Mamy jedynie wpływ na część opłaty dla cudzoziemców obsługiwanych przez polskie sieci.

Andrzej J. Piotrowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha, podsuwa Komisji radykalny pomysł: uwolnić numery telefoniczne i ich właścicieli od macierzystych sieci. Zniknąłby wówczas kosztowny pośrednik. Zaostrzyłaby się również konkurencja.

To nie my!

Nasi operatorzy nie poczuwają się do winy, a dane przedstawiane przez KE, z których wynika, że Polacy płacą jedne z najwyższych stawek roamingowych, uważają za "odbiegające od rzeczywistości". Oto bowiem Polacy telefonujący z Malty płacą nie 20 zł za minutę, jak podała Komisja, ale ledwie 17 zł w przypadku użytkowników telefonów na kartę i 7 zł - regularnych abonentów (stawki w Polsce zwykle nie przekraczają złotówki).

To wciąż drogo? Operatorzy tłumaczą się zaszłościami historycznymi - starym systemem rozliczeń międzyoperatorskich z licznymi wieloletnimi umowami - każdy ma kilkaset takich umów.

Zmianom najmocniej sprzeciwiają się kraje turystyczne. - To my, Polacy, jeździmy do nich na wypoczynek i korzystamy z ich usług, a nie odwrotnie. Np. w Egipcie wpływy z tytułu roamingu stanowią ponad połowę przychodów lokalnych operatorów - tłumaczy Mirosław Śmiałek z Ery.

- Nasi operatorzy zarabiają poprzez prowizję procentową, a więc nie opłaca im się walczyć o niższe opłaty. Wychodzą z założenia, że lepiej brać pieniądze, niż dbać o wizerunek - ripostuje Piotrowski.

A pieniądze te na całym świecie będą coraz większe. Z raportu firmy badawczej Informa & Media wynika, że w ubiegłym roku podczas wyjazdów zagranicznych z komórek korzystało ponad 200 mln osób. W 2010 roku takich osób ma być 850 mln z przewidywanych ponad 3 mld użytkowników telefonii komórkowej. W ubiegłym roku na roaming międzynarodowy przypadało 15 proc. przychodów sieci komórkowych, czyli blisko 80 mld dol. Za pięć lat może to być już jedna czwarta ich przychodów.

Nic dziwnego, że fiaskiem skończyły się plany wprowadzenia przez europejskich gigantów jednolitych stawek dla klientów wszystkich ich sieci. Np. klient Ery, której współwłaścicielem jest Deutsche Telekom, płaciłby za granicą tyle samo co użytkownik niemieckiej czy brytyjskiej sieci DT. Plany te zarzucono, bo opór stawiły najdroższe sieci, nie chcąc rezygnować z części wpływów.

Muszą obniżyć ceny

Ceny w Europie powoli jednak spadają, a operatorzy wprowadzają nowe rozwiązania. Np. Vodafone zaoferował taryfę Passport, która daje duże oszczędności przy długich rozmowach za granicą (np. 10 minut połączenia kosztuje tyle samo co minuta).

Również w Polsce pojawiły się pierwsze jaskółki zmian. We wspomnianej już reklamie Era promuje swoje stawki 2 zł za minutę. To ponaddwukrotnie mniej niż średnia na rynku. Są jednak pewne "ale". Z oferty mogą skorzystać tylko klienci z co najmniej czteromiesięcznym stażem w sieci, muszą zapłacić dodatkowo 6 zł, a promocja trwa tylko do końca września.

Takich warunków nie stawiają Sami Swoi, młodsza siostra Plusa. Sieć ta zaoferowała stawkę 3 zł za minutę w całej Europie. W jej przypadku to jeden ze sposobów rozruszania słabej sprzedaży, zaś w przypadku Ery - przywiązania klientów, zwłaszcza w bezabonamentowym Tak Taku.

Zdaniem Mirosława Śmiałka z Ery ceny połączeń będą spadać, bo regulatorzy naciskają na ich mocniejsze opieranie o koszty. Operatorzy zmierzają też w kierunku płaskich stawek roamingowych, likwidacji zróżnicowania na kraje czy regiony.

Na zmiękczenie ich postawy może wpłynąć szybko rosnąca konkurencja ze strony alternatywnych technologii, np. WiFi. Użytkownicy komunikatorów internetowych, np. Skype, mogą się podłączać do internetu w coraz większej liczbie miejsc i w coraz łatwiejszy sposób, by rozmawiać po wielokrotnie niższych stawkach. Na rynek europejski wchodzi też coraz więcej nowych operatorów (m.in. wirtualnych), którzy walcząc o klientów, będą musieli zadbać o niższe stawki roamingowe.

Na razie jednak najbardziej zdesperowanym klientom pozostaje nie odbierać połączeń za granicą, wyłączyć pocztę głosową i korzystać tylko z wielokrotnie tańszych SMS-ów (kosztują 1-2 zł). Można też kupić już na miejscu zestaw startowy z numerem lokalnego operatora (znika wtedy pośrednik). Warunek: w telefonie nie ma blokady, tzw. simlocka.

Takich superoszczędnych klientów jest jednak mało. - Część osób dzwoni na koszt firmy i nie przejmuje się cenami. Część zaś jest w wakacyjnej euforii i nie zamierza się liczyć z każdą złotówką. A operator nadstawia kapelusz - mówi Andrzej J. Piotrowski.

Czy zaskoczyła Cię kiedyś wysokość rachunku po powrocie z zagranicy?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.