W bólach powstaje system ratownictwa

Wielki zintegrowany system ratownictwa w oparciu o numer 112 to na razie odległa przyszłość. Za to od dziś Polska ponaglana przez Brukselę wprowadza jego protezę

Obowiązek uruchomienia takiego systemu ratownictwa narzuca krajom UE dyrektywa o usługach powszechnego dostępu z 7 marca 2002 r., gdzie mowa o "możliwości bezpłatnego kontaktu ze służbami ratunkowymi przy wykorzystaniu jednego europejskiego numeru alarmowego 112". Chodzi o natychmiastowy kontakt z pogotowiem, strażą pożarną czy policją. "Stare" kraje UE miały wprowadzić dyrektywę w życie do lipca 2003 r., zaś "nowe" - do 1 maja 2004 r. Jedynie Polska nie dostosowała się do tych wymogów.

Na numer 112 można było dotąd dzwonić jedynie z telefonów komórkowych. Komisja Europejska wiosną tego roku mocno skrytykowała nas za opóźnienia i zagroziła rozpoczęciem postępowania przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz zapowiedział wówczas, że od września numer 112 będzie działał zarówno w przypadku komórek, jak i telefonów stacjonarnych. Tym samym nie trzeba będzie wykręcać tradycyjnych numerów: 997 - do policji, 998 - do straży pożarnej i 999 - do pogotowia ratunkowego, choć pozostaną one w użyciu.

W ostatnich dniach kolejni operatorzy - w tym największa TP SA - meldowali o przygotowaniu swych sieci do realizacji takich połączeń. Dalej jednak numer 112 nie osiągnął pełnej funkcjonalności i nie wiadomo, czy Komisja Europejska przymknie na to oko. Działa w sposób siermiężny - łączymy się z dyspozytorem (dyżurny oficer straży pożarnej lub policji), a ten dopiero przekazuje informacje właściwym służbom w obrębie powiatu. W tym czasie płyną cenne minuty, często decydujące o życiu poszkodowanego.

Docelowo system ma opierać się na Centrach Powiadamiania Ratunkowego, w których wspólnie czuwaliby przedstawiciele różnych służb i mogli szybko postawić prawidłową diagnozę oraz wysłać odpowiednią pomoc, czy to patrol policji, czy karetkę pogotowia.

Na razie takich centrów jest ledwie 80 (obsługują je strażacy i lekarze, ale już nie policjanci). Docelowo ma ich być ponad 300. Nieoficjalnie mówi się, że koszt objęcia nimi całej Polski przekracza 200 mln zł.

Zdaniem rzecznika MSWiA Marka Georgicy obecnie wprowadzane są procedury postępowania dyspozytorów wszystkich służb i "będą poddawane systematycznej analizie". - Pełne wdrożenie dyrektywy UE wymaga rozwiązań ustawowych, np. dostosowania prawa telekomunikacyjnego i stworzenia jednego powszechnego systemu ratownictwa w Polsce - mówi Marek Georgica.

W wielu krajach, np. w USA, możliwości służb ratowniczych są jeszcze większe niż w UE. Operatorzy telekomunikacyjni są zobowiązani do błyskawicznego zlokalizowania wzywającego pomocy, gdyby nie był w stanie podać miejsca pobytu. Istnieją też systemy powiadamiania SMS-ami (w Polsce działa taki w Olsztynie). Umożliwiają wzywanie pomocy nie tylko przez osoby głuchonieme, ale i w sytuacjach wymagających dyskretnego działania.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.