High-tech? Tego z Polski nie eksportujemy

Zaawansowane technologie stanowczo nie są polską specjalnością eksportową. Sprzedaż towarów uznawanych przez OECD za tzw. wyroby wysokiej techniki to zaledwie nieco ponad 2 proc. naszej sprzedaży zagranicznej. To sygnał ostrzegawczy - w przyszłości z konkurencyjnością polskiej gospodarki może być coraz gorzej

Z opublikowanego właśnie opracowania Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) "Nauka i Technika w roku 2004" wynika, że w ubiegłym roku Polska sprzedała za granicę wyroby wysokiej techniki za 6,3 mld zł. Było to zaledwie 2,3 proc. całego naszego eksportu. - Ten wskaźnik wygląda tragicznie i utrzymuje się na podobnym poziomie od lat. Nie tylko w krajach Europy Zachodniej, ale także np. na Węgrzech jest on o co najmniej rząd wielkości wyższy - mówi Michał Górzyński, ekonomista związany z fundacją CASE. W Irlandii - jak podaje OECD - przemysł wysokich technologii odpowiada za 50 proc. całego eksportu towarów.

Więcej towarów zaawansowanych technologicznie importujemy. W zeszłym roku Polska kupiła za granicą wyroby wysokiej techniki - do których OECD zalicza cały szereg towarów z m.in. takich kategorii, jak: sprzęt lotniczy, komputery, elektronika, telekomunikacja, środki farmaceutyczne, różne maszyny i aparatura, chemikalia czy uzbrojenie - za ponad 30 mld zł. Stanowiło to 9,2 proc. importu ogółem.

- Możemy pocieszać się, że Polska to duży kraj i towary high-tech nieco giną w ogólnej masie sprzedaży zagranicznej, na którą składają się przecież nie tylko surowce, ale także np. samochody nie zaliczane do kategorii wysokiej techniki, ale stanowiące wartościowy eksport - mówi Górzyński. - Jednak nie ma co udawać. Niestety, te dane świadczą o tym, że nie wytworzyły się u nas silne rodzime przedsiębiorstwa w branży zaawansowanych technologii, które potrafiłyby z rozmachem wychodzić na zagraniczne rynki. Jak na potencjał tak dużego kraju, przyciągnęliśmy niewiele znaczących inwestycji zagranicznych w high-tech. Wszystko to odzwierciedla niską innowacyjność polskiej gospodarki i bardzo słabą aktywność badawczo-rozwojową naszych firm - komentuje ekonomista.

Potwierdzają to dane GUS. Wprawdzie nakłady na działalność badawczo-rozwojową w zeszłym roku wzrosły w Polsce o 13 proc., do 5,2 mld zł, ale to wciąż niewiele. Wskaźnikiem najczęściej przywoływanym dla pokazania tego, czy dany kraj (budżet państwa oraz prywatne przedsiębiorstwa) inwestuje w badania nad high-tech, jest relacja tych inwestycji do produktu krajowego brutto (PKB). W Polsce w 2004 r. wynosiła ona w 0,58 proc. (rok wcześniej - 0,56 proc.). Dla porównania - w Unii Europejskiej w 2003 r. było to średnio 1,93 proc. PKB, a w USA - 2,59 proc. Rekordziści - Szwecja i Finlandia - inwestują w badania i rozwój odpowiednio 3,98 proc. i 3,49 proc. PKB.

Szczególnie niepokojący jest jednak niski udział przedsiębiorstw w Polsce w finansowaniu badań i innowacji (prywatne inwestycje są bardziej efektywne i pożądane niż budżetowe). Z raportu GUS wynika, że zaledwie 22,3 proc. nakładów na cele badawczo-rozwojowe to inwestycje firm (reszta to wydatki budżetu państwa, placówek i instytucji naukowych i badawczych oraz organizacji międzynarodowych). W dodatku udział ten spada przez ostatnie lata - jeszcze w 1999 r. wynosił 30,6 proc. Tymczasem w krajach wysoko rozwiniętych to właśnie z kieszeni przedsiębiorstw pochodzi lwia część tych nakładów.

Jakie mogą być w przyszłości konsekwencje takiej sytuacji? - Bardzo proste. Zarówno polskie firmy, jak i cała gospodarka będą coraz mniej konkurencyjne na świecie, bo samymi kosztami pracy długo konkurować nie będziemy w stanie - mówi Górzyński.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.