Inwestorzy giełdowi nie będą płacić podatku

- Na sto procent od przyszłego roku nie będzie podatku od zysków z giełdy - powiedział nam doradca premiera Marek Zuber. Premier chce też zlikwidować tzw. podatek Belki, czyli od lokat bankowych i obligacji, ale może się to nie udać, jeśli deficyt miałby się zamknąć w 30 mld zł

- Jeśli rząd stawia na kontynuację prywatyzacji poprzez giełdę, to wszelkie ograniczenia dla inwestorów muszą być zdjęte. To, że podatku od zysków kapitałowych nie będzie od stycznia, jest już klepnięte - zdradza Marek Zuber, doradca premiera Kazimierza Marcinkiewicza i główny ekonomista Internetowego Domu Maklerskiego.

Dla budżetu oznacza to uszczerbek w dochodach rzędu 350-400 mln zł.

Gorzej jest z tzw. podatkiem Belki, czyli od zysków z lokat bankowych i obligacji. Bo to kolejne 600-650 mln zł w plecy dla budżetu. Zlikwidowanie obu podatków naraz oznaczałoby 1 mld zł mniej w dochodach w przyszłym roku.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w Ministerstwie Finansów, nowa szefowa resortu Teresa Lubińska chce zachować podatek Belki.

- Skoro premier żąda, by deficyt nie był większy niż 30 mld zł, to nie możemy rezygnować z tych dochodów - twierdzi nasz rozmówca.

Marek Zuber nic nie wie o sporze w rządzie. - Gorąco namawiam premiera, by zlikwidować oba podatki. Wydaje mi się, że tego drugiego także nie będzie - mówi doradca premiera. Jego zdaniem ten podatek "tylko denerwuje i hamuje rozwój rynków finansowych".

- Skoro państwo sprzedaje obligacje, by sfinansować deficyt, to nie może następnie karać za to inwestorów - uważa Marek Zuber. Przyznaje jednak, że przy likwidacji podatku Belki mogłoby się okazać, że jest problem z utrzymaniem kotwicy budżetowej na poziomie zapowiadanych przez premiera 30 mld zł.

Przypomnijmy, że podatek Belki wprowadzony w 2001 r. zawdzięcza swą nazwę ministrowi finansów i późniejszemu premierowi. Płacimy 19 proc. od odsetek z lokat i rachunków bankowych czy zysków z funduszy inwestycyjnych, ale wielu z nas nawet tego nie zauważa (za posiadaczy rachunków bankowych wszystko robią banki).

W Polsce jest ok. 900 tys. rachunków maklerskich. W tym roku z podatku po raz pierwszy musieli się rozliczyć inwestorzy giełdowi, którzy w 2004 r. osiągnęli zyski na akcjach. Sprawiło im to wiele kłopotów, bo musieli na własną rękę wypełnić specjalne PIT-y. Natomiast biura maklerskie, które miały dostarczyć inwestorom wyliczenia zysków i strat, skarżyły się na niespójne przepisy podatkowe.

Z możliwości zniesienia podatku już dzisiaj cieszą się przedstawiciele giełdy oraz biur maklerskich. - To bardzo dobra informacja - mówi Iwona Sroka, dyrektor działu promocji warszawskiej giełdy. - Giełda od zawsze krytykowała ten podatek, głównie ze względu na duży udział inwestorów indywidualnych [około 25 proc. - red.] oraz to, że jesteśmy jeszcze stosunkowo młodym rynkiem. Według Sroki zniesienie podatku giełdowego przyciągnie na giełdę nowych inwestorów. - To pozwoli polskim przedsiębiorstwom pozyskiwać przez giełdę więcej kapitału, da impuls do ich rozwoju - przewiduje przedstawiciel GPW.

Zadowolony jest też Krzysztof Polak, dyrektor Biura Maklerskiego BPH. - Zniknie nam trochę buchalterii związanej z wyliczeniem zysków i strat inwestorów giełdowych - mówi. Polak nie wierzy jednak, aby zniesienie podatku przełożyło się na istotny wzrost indeksów giełdowych. - Wprowadzenie podatku nie wpłynęło negatywnie na obroty i indeksy giełdowe czy aktywność inwestorów indywidualnych. Kupując w ofercie publicznej akcje PKO BP czy telewizji TVN, niewielu też zaprzątało sobie głowę podatkiem - stwierdził Polak. - Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.