Emeryci wyciekają z ZUS

Prokuratura sprawdzi, czy z ZUS-u nie wyciekły dane osobowe przyszłych emerytów. Agenci kilku funduszy emerytalnych już z nich korzystają. Baza danych może być warta nawet 30 mln zł.

Otwarte fundusze emerytalne od początku reformy emerytalnej w 1999 roku toczą ostrą walkę o klientów. Im więcej ich zdobędą, tym więcej dostaną składek i tym większe będą mieć zyski. Fundusze rywalizują między sobą wynikami inwestycyjnymi i wysokością prowizji płaconych agentom za każdego złowionego klienta.

Agenci często łapią się różnych sztuczek, by zdobyć pieniądze. Nierzadko nieuczciwych. Znane są przypadki podpisywania umów z martwymi duszami - osobami, które już wcześniej wybrały fundusz bądź w ogóle nie istniały. Niektórzy agenci odbijali klientów innych funduszy, strasząc ich upadkiem.

Teraz okazją do zarobienia dużych pieniędzy są osoby, które rozpoczęły zawodową karierę przed kilkoma miesiącami. Tylko do poniedziałku mogą na własną rękę wybrać jeden z 15 funduszy emerytalnych. Jeśli tego nie zrobią, wyręczy ich ZUS. Na koniec lipca, jak co pół roku, zorganizuje losowanie, w którym odgórnie przydzieli zapominalskim fundusz. W internecie roi się od ofert agentów. Za nowego klienta fundusze płacą im co najmniej 300 zł, niektóre nawet 800 zł. Gra idzie więc o dużą stawkę. Pół roku temu do funduszy musiało przystąpić 187 tys. osób. Ile w tym półroczu, ZUS nie ma jeszcze dokładnych danych. Zakładając, że chodzi o podobną liczbę (około 100 tys. klientów), agenci mają do zgarnięcia około 30 mln zł.

ZUS próbuje zaktywizować przyszłych emerytów. Wysyła listy przypominające o obowiązku przystąpienia do funduszu. Wielu adresatów było jednak mocno zaskoczonych, gdy wraz z pismem z ZUS-u dostało oferty kilku funduszy emerytalnych, m.in. PZU Złotej Jesieni, Allianza, Skarbca Emerytury. Często były złączone spinaczem.

- Dzień po odbiorze listu z ZUS-u zadzwonił do mnie agent jednego z funduszy emerytalnych, namawiając do podpisania z nim umowy. Nie powiedział, skąd ma moje dane osobowe. Wiedział jednak, że otrzymałem zawiadomienie z ZUS-u - skarży się nam czytelnik z województwa lubuskiego. - Przetwarzanie danych osobowych bez mojej zgody jest przestępstwem zagrożonym karą grzywny, a nawet więzienia - dodaje. Podobne sygnały otrzymaliśmy od osób z Warszawy.

ZUS wie o problemie. - Otrzymujemy sygnały, że z okolic Olsztyna, Krakowa, a ostatnio Chełmna wyciekają adresy osób, które zawiadomiliśmy o zbliżającym się losowaniu - mówi "Gazecie" Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS-u.

Skąd akwizytorzy mogą mieć dostęp do bazy danych klientów ZUS-u? - Być może to wina naszego pracownika, który chce pomóc znajomemu akwizytorowi. Ale niewykluczone, że przyczyna leży gdzie indziej. Zawiadomiliśmy już prokuraturę, która pomoże nam wyjaśnić źródło przecieku - mówi Przybylski.

W ZUS-ie zastanawiają się też, czy dane o klientach nie wypłynęły z poczty.

Co na to przedstawiciele funduszy, których agenci odwiedzają klientów ZUS-u? - Dotychczas nie mieliśmy żadnych sygnałów w tej sprawie od naszej sieci sprzedaży. Będziemy się jej przyglądać - mówi Marek Baran, rzecznik grupy Allianz. - Jeżeli nasi agenci rzeczywiście weszli w posiadanie danych osobowych nielegalnie, to potępiamy takie praktyki. Są one niezgodne z zasadami obowiązującymi w naszej firmie - dodaje. Zapowiedział, że dyrektorzy oddziałów przyjrzą się pracy agentów.

W podobnym tonie wypowiada się Mirosław Kasprzak, dyrektora ds. PR w PTE PZU. - Pierwszy raz słyszę o problemie wycieku danych z ZUS-u. Nie dotarły do nas żadne informacje, aby sprawa dotyczyła naszych akwizytorów - zapewnia Kasprzak.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.