Viviane Reding: Kampania o tani roaming

Komisarz Viviane Reding już w środę będzie przekonywać pozostałych członków Komisji Europejskiej do wprowadzenia surowych przepisów dla operatorów telefonii komórkowej za wysokie ceny roamingu.

Bardzo wysokie opłaty za roaming - czyli możliwość korzystania z własnego telefonu komórkowego za granicą - od dawna były solą w oku unijnej komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego Viviane Reding. Ponad rok temu ostrzegła koncerny telekomunikacyjne, że jeśli nie doprowadzą do radykalnej obniżki, to Komisja sięgnie po prawne instrumenty.

Niektóre opłaty stosowane przez operatorów są zadziwiająco wysokie. Przykładowo, jeszcze na początku roku Maltańczyk korzystający z telefonu na Łotwie musiał liczyć się z wydatkiem rzędu 13,05 euro (prawie 51 zł) za każde cztery minuty rozmowy w godzinach szczytu. Polacy płacili niewiele mniej - telefon z Wielkiej Brytanii z komórki Plusa kosztował nawet 7,76 euro (cztery minuty rozmowy).

Wysokie stawki roamingu spowodowały, że ta usługa stała się dla operatorów kurą znosząca złote jaja. Szacunkowa wartość rynku tych usług w UE sięga rocznie ponad osiem miliardów euro. Z roamingu korzysta co najmniej 147 mln unijnych obywateli, z czego 110 mln - w celach zawodowych.

W maju 2006 r. komisarz Reding wypuściła balon próbny - przedstawiła pierwszą radykalną koncepcję rozwiązań problemu. Przewidywała m.in., że użytkownik telefonu komórkowego zawsze - także za granicą - płaciłby stawkę, jaką płaci u siebie w domu, zarówno za połączenia międzynarodowe, jak i lokalne. Dodatkowo nie płaciłby nic za odebrane połączenia.

Reakcja koncernów była zdecydowana. Uruchomiły one intensywną kampanię lobbingową. PR-owskie "natarcie" poszło jednocześnie w trzech kierunkach: firmy zarzuciły komisarz Reding, że łamie zasady wolnego rynku, próbując narzucić ceny; jednocześnie ostrzegły, że straty spowodowane wprowadzeniem nowych regulacji zrekompensują sobie w opłatach za usługi standardowe (opłaty wzrosłyby o około 7 proc.), (po trzecie - koncerny na wyścigi zaczęły ogłaszać, że same, z własnej woli, obniżają ceny roamingu. Przykładowo sieć Orange (należąca do France Telecom) zapowiedziała 25-proc. spadek stawek, zaś Vodafone - nawet 40-proc. Na podobny krok zdecydował się też niemiecki T-Mobile. GSM Association (organizacja zrzeszająca operatorów komórkowych) twierdzi, że zapowiedziane ostatnio obniżki będą dotyczyć aż 94 mln użytkowników komórek.

Ta strategia lobbingowa zaczęła przynosić skutki. W Komisji Europejskiej - początkowo stojącej murem za Reding - zaczęły pojawiać się wątpliwości. Według nieoficjalnych informacji co najmniej dwóch komisarzy (Niemiec Günter Verheugen oraz Brytyjczyk Peter Mandelson) zaczęło bronić telekomów.

Komisarz Reding postanowiła więc zmodyfikować swój projekt, zanim jeszcze zaprezentuje go w środę całemu kolegium komisarzy. Choć zmieniony, nadal jest ostry wobec operatorów. Najbardziej kontrowersyjna zasada "ceny kraju pochodzenia" została wykreślona. W jej miejsca pojawia się jednak inna propozycja - detaliczna cena rozmowy roamingowanej nie mogłaby przekroczyć 130 proc. hurtowej ceny takich rozmów (operatorzy wykupują wzajemny dostęp do swoich sieci "hurtowo"). Reding chce też ustanowić maksymalny pułap cenowy dla połączeń odbieranych za granicą. Wynosiłby on 10 eurocentów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.