Polska może stracić miliardy unijnej pomocy

Aby od przyszłego roku dostawać miliardy z Unii, musimy mieć sprawny komputerowy system ich rozdziału. Tymczasem system SIMIK wciąż szwankuje, a rząd nie może wybrać firmy, która go naprawi. - Wypłata miliardów euro dla Polski jest zagrożona - alarmuje wiceminister rozwoju regionalnego Tomasz Nowakowski.

- Chciałem dostać 200 tys. zł na zorganizowanie szkolenia z marketingu dla firm. Taką sumę wpisałem przy składaniu wniosku do elektronicznego systemu SIMIK, później wniosek wydrukowałem. Jak się później okazało, zapis elektroniczny nie zgadzał się z papierowym. Według tego pierwszego miałem wystąpić aż o 400 tys. zł dotacji - narzeka pan Edward, biznesmen spod Łodzi. Jego wniosek odrzucono już przy pierwszej ocenienie. Komisja stwierdziła, że nie wiadomo, ile właściwie biznesmen chce pieniędzy.

SIMIK to system informatyczny, na który trafi każdy przedsiębiorca i samorząd składający wniosek o unijne pieniądze. Unia chce wiedzieć, co dzieje się z jej pieniędzmi, dlatego zażądała od krajów członkowskich budowy systemów komputerowych do obsługi funduszy strukturalnych. Mają rejestrować wnioski o dotacje i pokazywać, ile pieniędzy i na co wypłacono.

Polska zabrała się do tworzenia SIMIK w 2003 r. Za jego opracowanie odpowiada Ministerstwo Finansów. Do tej pory system kosztował już ponad 12 mln zł. Ale wciąż nawala i np. myli się w obliczeniach. Błędy w systemie potwierdza Ministerstwo Rozwoju Regionalnego (to ono decyduje o podziale unijnych pieniędzy). Trzy miesiące temu negatywną opinię wystawiła SIMIK Najwyższa Izba Kontroli.

System budowała krakowska firma ComArch SA. Błędy tłumaczy wciąż nowymi wymogami stawianymi SIMIK przez Ministerstwo Finansów. - Wszystkie usuwamy jednak w 24 godziny - mówi Daniel Kordel, rzecznik ComArch SA.

Beata Rudzka z departamentu instytucji płatniczych Ministerstwa Finansów tłumaczy kłopoty wciąż zmieniającymi się instytucjami odpowiedzialnymi za obsługę unijnych pieniędzy. - Zmieniają się też same ministerstwa. Nawet wprowadzone ostatnio ułatwienia przy wypełnianiu wniosku komplikują sytuacje, bo system był planowany bez ułatwień i teraz trzeba je wprowadzić - mówi Rudzka.

Na razie wpadki SIMIK uchodzą Polsce bezkarnie. Ale w przyszłym roku to się skończy.

Bruksela nie będzie patrzeć przez palce

- Od 2007 r. Unia będzie wymagać od nas sprawnego systemu elektronicznego monitorującego wszelkie płatności. Od niego będą uzależnione wszelkie wypłaty unijnej pomocy - mówi Monika Niewinowska, rzecznik Ministerstwa Rozwoju Regionalnego.

- Jeśli nie uda się zmienić SIMIK, będziemy musieli z Unią negocjować przesunięcie terminu jego wprowadzenia. Od tego zależy, czy dostaniemy miliardy pomocy - mówi wiceminister Tomasz Nowakowski. - Teraz liczy się każdy dzień - alarmuje.

A jest się o co bać. W latach 2007-13 Polska ma dostać z Brukseli ponad 60 mld euro. To pieniądze, które mają rozruszać naszą gospodarkę: mamy za nie budować drogi, oczyszczalnie, szkolić bezrobotnych, tworzyć nowe miejsca pracy. Dzięki nim mamy dołączyć do najbardziej rozwiniętych krajów Europy.

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert od unijnych środków z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan", zapewnia, że od dwóch lat alarmowała rząd o zagrożeniu z wypłatą unijnej pomocy.

- Obserwujemy, że w niektórych instytucjach tworzy się własne systemy informatyczne do podziału pieniędzy z Unii. Tak było choćby w Ministerstwie Gospodarki. Takie systemy nie rozwiązują jednak problemu, Unia żąda on nas jednego, spójnego, programu. Dzisiaj go nie ma - mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek

Odpowiedzialny za SIMIK resort finansów zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Przyznaje jednak, że nie wie, czy zdąży ze zmianami do 2007 r. - Robimy wszystko, aby było to jak najszybciej. Cudotwórcą jednak nie jestem - mówi Beata Rudzka z departamentu instytucji płatniczych Ministerstwa Finansów.

Trudny wybór audytora

Poprawianie SIMIK idzie Ministerstwu Finansów jak po gruzie. Na początku tego roku resort ogłosił przetarg na wybór audytora, który ma sprawdzić, co w systemie nawala. Liczyły się głównie dwie firmy - 4pi oraz KPMG. Wygrała KPMG - wprawdzie była droższa (chciała 345 tys. zł, o 100 tys. zł więcej niż konkurencja), ale zobowiązała się sprawdzić system w 24 dni, prawie trzy razy szybciej niż rywal. A czas decydował o zwycięstwie w przetargu.

4pi odwołało się do Urzędu Zamówień Publicznych. Gdy zespół arbitrów uznał jego racje, Ministerstwo Finansów zaskarżyło decyzję do sądu. Pierwsza rozprawa odbędzie się w czwartek. Powody pozwu resort tłumaczy "sprawami formalnymi".

- Nawet kiedy zakończy się proces przetargowy, zwycięska firma będzie potrzebowała kilku tygodni na zbadanie systemu. Później wprowadzenie zmian może trwać ponad rok. Następnie trzeba przeszkolić ludzi i urzędy w obsłudze systemu. Wszystko to może się skończyć dla nas tragicznie - mówi ekonomista prof. Witold Orłowski.

Potwierdza to wiceminister Tomasz Nowakowski. - Czekamy ze zniecierpliwieniem na wyniki audytu, od tego uzależniamy, czy będziemy kontynuować SIMIK, czy stworzymy zupełnie nowy system informatyczny - mówi Tomasz Nowakowski. Dodaje, że nawet jeśli uda się wynegocjować z Unią przesunięcie o rok szubienicy, którą sami sobie ustawiliśmy, nie ma pewności, że w następnym roku sytuacja się nie powtórzy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.