MySpace: nowa siła w e-muzyce

MySpace wyrasta na internetową perłę w koronie medialnego magnata Ruperta Murdocha. Społecznościowy serwis stawia swoje pierwsze kroki w segmencie cyfrowej muzyki

Naszym celem jest bycie jednym z największym muzycznych sklepów - mówi współzałożyciel MySpace Chris DeWolfe dziennikarzom agencji Reuters. - Każdy, z kim rozmawialiśmy, zdecydowanie chce alternatywy wobec iTunes i iPoda. MySpace może być tą alternatywą - zapowiada DeWolfe.

Podobne zapowiedzi nie udały się na razie nikomu - ani Sony, ani MTV, ani Napsterowi. IPody nadal sprzedają się jak ciepłe bułeczki, a iTunes to najpopularniejsze źródło legalnej muzyki w internecie.

Czy MySpace, zamknięta internetowa społeczność, której członkowie dyskutują między sobą o filmach, polityce i kłopotach sercowych oraz dzielą się zdjęciami i muzyką, może to zmienić?

Serwis ma kilka asów w rękawie - przede wszystkim ogromną rzeszę użytkowników. W MySpace wirtualne społeczności tworzy aż 106 mln internautów z całego świata. Serwis ma wsparcie koncernu News Corp. zarządzanego przez Ruperta Murdocha, który rok temu kupił MySpace za niecałe 600 mln dol.

MySpace nie jest też żółtodziobem w branży muzycznej - spółka w ub.r. założyła wytwórnię MySpace Records i ma już na koncie album "MySpace Records: Volume 1" - mieszankę nagrań niezależnych wykonawców i artystów związanych z dużymi wytwórniami (m.in. Hollywood Undead, Weezer). Popularność serwisu zaczęli też wykorzystywać debiutanci - zamiast wysyłać dema na płytach CD do wytwórni, tworzą profile użytkowników i umieszczają na nich własne nagrania. Dziś takich stron w serwisie jest niemal trzy miliony.

To właśnie na nich MySpace chce oprzeć swój start w cyfrowej muzyce - jak mówi DeWolfe. Jeszcze w tym roku spółka zaproponuje zespołom niezwiązanym z wytwórniami, by sprzedawały swoje nagrania w MySpace. Utwory mają być sprzedawane w formacie MP3 niezabezpieczonym przed dalszym kopiowaniem. Ile będą kosztowały? Decyzja ma należeć do artystów - to oni sami ustalą, za jaką cenę chcą sprzedawać swoje utwory. MySpace będzie od nich pobierało jedynie opłatę dystrybucyjną. Na razie nie wiadomo, ile ona wyniesie, choć przedstawiciele serwisu zapewniają, że będzie to niewielka kwota.

Analitycy nie mają jednak wątpliwości - bez prawdziwych hitów z wielkich wytwórni MySpace nie będzie rozdawał kart w tym biznesie.

Co prawda, wśród profili zakładanych w serwisie przez zwykłych użytkowników są też strony znanych artystów i zespołów (tworzą je wytwórnie dla celów promocyjnych). Na takich stronach internauci mogą z reguły za darmo odsłuchać pliki muzyczne lub obejrzeć pliki wideo z tras koncertowych. W MySpace światową premierę miał album Madonny "Confessions on a Dance Floor", użytkownicy serwisu mogli też jako pierwsi wysłuchać płyt takich zespołów, jak: Coldplay, R.E.M., Nine Inch Nails czy Black Eyed Peas. Jednak kupić ich piosenek za pośrednictwem MySpace nie można. I prawdopodobnie nieprędko to nastąpi, choć według nieoficjalnych informacji MySpace rozmawia z wytwórnią EMI, jednym z głównych rozgrywających w branży muzycznej.

- Nie sądzę, by koncerny fonograficzne były zainteresowane dystrybucją muzyki bez zabezpieczeń przed kopiowaniem - mówi David Card, analityk Jupiter Research.

Chyba że wytwórnie zmienią politykę - już teraz widać, że coraz śmielej eksperymentują z internetem. Np. Universal Music zamierza udostępnić utwory ze swojej biblioteki w serwisie SpiralFrog (tylko dla użytkowników z USA i Kanady). Serwis ma wystartować pod koniec roku, a internauci będą mogli - po obejrzeniu reklam wyświetlanych w serwisie - piosenki ściągać za darmo. Utwory w SpiralFrog będą jednak zabezpieczone przed kopiowaniem, a według nieoficjalnych informacji właściciele serwisu za darmowe udostępnianie plików zapłacili z góry wytwórni Universal. I to wcale niemałe pieniądze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.