Kto się przestraszył napisów na płytach DVD?

Rozmowa z człowiekiem, który zaskarżył napisy ostrzegawcze na płytach DVD

Wczoraj poinformowaliśmy, że na celowniku UOKiK znaleźli się dwaj dystrybutorzy filmowi - Warner Bros. Poland oraz Vision Film. Na okładkach płyt DVD zamieszczają oni napisy, które zdaniem Urzędu mogą wprowadzać klientów w błąd. Sugerują, że za skopiowanie kupionego w sklepie filmu dla dziecka albo wypożyczenie go przyjacielowi bez zgody dystrybutora mogą nas spotkać "sankcje cywilne i karne z pozbawieniem wolności włącznie".

Tymczasem obowiązujące w Polsce prawo autorskie gwarantuje konsumentowi prawo do tzw. prywatnego użytku domowego, które pozwala nam dzielić się kupionym filmem z rodziną i ze znajomymi bez zgody dystrybutora. Nie jest ona potrzebna, również gdy nauczyciel lub wykładowca chce pokazać film uczniom lub studentom w celach edukacyjnych.

"Gazecie" udało się dotrzeć do Macieja B., który zainteresował rzecznika praw obywatelskich i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów napisami na płytach DVD. Ma 47 lat i mieszka we Wrocławiu. Zgodził się porozmawiać z nami, prosząc o anonimowość.

Vadim Makarenko: UOKiK twierdzi, że zajął się sprawą po skardze konsumenta, który "poczuł się szykanowany i był przestraszony". To strach skłonił Pana do złożenia skargi na dystrybutorów filmowych z czołówki rynku?

Maciej B.: Raczej znajomość ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. A z drugiej strony denerwowało mnie poczucie asymetrii. Wielkie koncerny medialne i rozrywkowe ciągle przypominają nam, że prawa autorskiego należy przestrzegać i walczą o zaostrzenie kar za jego łamanie. Jednak same już nie stosują się do tego samego prawa.

Czy to nie jest przesada? Ludzie przeważnie nie patrzą na napisy ostrzegawcze na płytach...

- Ludzie nie zwracają uwagi też na zastrzeżenia pisane drobnym maczkiem na umowach handlowych. A potem przegrywają w sądach.

Kiedy Pan zaczął działać?

- Na początku roku. Złożyłem zapytanie do biura RPO we Wrocławiu z pytaniem, czy to, co firmy zamieszczają na okładkach płyt, nie jest nadużyciem. Minęło półtora miesiąca i RPO odpowiedział mi, że napisy ostrzegawcze mogą wprowadzać w błąd i powinny zostać zmienione. Zamiast gróźb powinny odsyłać do konkretnego artykułu prawa autorskiego i to wystarczy. Potem przekazał skargę do UOKiK, a kilka miesięcy później przeczytałem tekst w "Gazecie".

Jakie konsekwencje ta sprawa może mieć dla przeciętnego zjadacza chleba?

- Ludzie będą się mniej bać, a firmy będą bardziej ich szanować. Na pewno jest to ważna sprawa dla szkół, które pokazują filmy dzieciom w klasach z poczuciem strachu z powodu tego, że łamią prawo. Przecież z tych napisów wynika, że jak kupujemy film, to nie możemy go nawet nikomu sprezentować.

A dla firm?

- Nie wiem. Często widzimy takie obrazki w telewizji - walec przejeżdża po skonfiskowanych pirackich płytach, a policjanci dostają złote blachy. Ciekaw jestem, czy teraz taki sam walec przejedzie po płytach dystrybutorów, na których są napisy wprowadzające ludzi w błąd.

Z forum Gazeta.pl

olias: Pragnę podziękować "Gazecie Wyborczej" oraz UOKiK. Dziękuję za informację o tym, że możliwe jest wykorzystanie płytek CD i DVD z programami popularnonaukowymi, przyrodniczymi itp. w szkole. Informacja zakazująca takiej działalności powodowała, że chęć przekazania uczniom wiedzy z wykorzystaniem środków audiowizualnych wykraczających poza tablicę była połączona z przygotowywaniem się, że "jakby co, to będziemy się bronić niską szkodliwością czynu". Teraz wiem, że można uczyć, nie zostając przestępcą.

n: Też dziękuję. Uczę w szkole, że nie należy kraść własności intelektualnej, i nie pozwalam korzystać np. ze skserowanych podręczników. Programów używam z licencją sieciową. Wyświetlania angielskojęzycznych fragmentów filmów na przerwach zaprzestałam, gdy uczeń pokazał mi te napisy z komentarzem: "A jednak też kradniemy?". Poczucie absurdu, które miałam wtedy, to jedno, a druk czarno na białym - drugie.

graf: Niech sobie piszą, co chcą - taka licencja jako niezgodna z prawem autorskim jest nieważna. Zresztą takie licencje są od lat. To po prostu są kopie licencji amerykańskich bez wzięcia pod uwagę polskich realiów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.