Radiowa fuzja z satelity

XM i Sirius - borykające się z kłopotami finansowymi radia satelitarne - chcą się połączyć. Ale na przeszkodzie może im stanąć Federalna Komisja Łączności

Ponad 300 kanałów radiowych, 14 mln abonentów i na antenie takie gwiazdy jak Howard Stern czy Oprah Winfrey: takie atuty miałaby spółka powstała z połączenia dwóch największych operatorów radiofonii satelitarnej.

Wczoraj obie firmy ujawniły, jak miałaby przebiegać fuzja: udziałowcy XM za każdą akcję spółki dostaną 4,6 akcji Siriusa. Szefem nowej spółki miałby zostać Mel Karmazin, obecny szef Siriusa, zaś prezesem zarządu - obecny prezes XM Gary Parsons.

Dotąd obie spółki zażarcie ze sobą walczyły - kiedy Sirius podpisał wartą 500 mln dol. umowę z Howardem Sternem, kontrowersyjnym gospodarzem radiowego talk-show, XM odpowiedziało kontraktem na nadawanie rozgrywek ligi baseballowej (650 mln dol.).

Amerykanom radio satelitarne szybko przypadło do gustu, choć abonament miesięczny w obu spółkach kosztuje 12,95 dol. (rozgłośni można słuchać w Stanach i Kanadzie). Są tam kanały zupełnie niszowe (np. z monologami komików), wiele programów, głównie muzycznych, jest nadawanych bez reklam. Ale choć chętnych nie brakuje, to pod względem finansowym obie spółki nie mają powodów do zadowolenia. Każdy kolejny rok kończą pod kreską: w 2005 r. straciły w sumie półtora miliarda dolarów, rok wcześniej - 1,4 mld dol (wyniki za ub.r. nie są jeszcze znane).

Na fuzję musi się zgodzić Federalna Komisja Łączności - a z tym nie będzie wcale łatwo.

Kiedy bowiem w 1997 r. komisja wydawała licencje na prowadzenie radiofonii satelitarnej, jako zasadę przyjęła, że na tym rynku muszą działać dwa konkurujące ze sobą podmioty. A XM i Sirius są jedynymi operatorami działającymi w USA.

Prawdopodobnie obie spółki będą przekonywały członków komisji, że zasady przyjęte dziesięć lat temu nie pasują do dzisiejszego rynku medialno-rozrywkowego. Nie istniały wówczas jeszcze np. internetowe radiostacje.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.