NIK: opieszali nadzorcy rynku telekomunikacyjnego

Nie zliberalizowano rynku telekomunikacyjnego, a klienci nie uzyskali łatwiejszego dostępu do usług. Winna jest TP SA utrudniająca życie konkurencji, ale i opieszali regulatorzy rynku

To wnioski z zaprezentowanego we wtorek raportu Najwyższej Izby Kontroli. Obejmuje on okres od 1 stycznia 2000 r. do 30 września 2003 roku. Według NIK przez ponad 2,5 roku od wejścia w życie ustawy Prawo telekomunikacyjne administracja rządowa nie była w stanie jej zastosować. Najbardziej dostało się Ministerstwu Infrastruktury, które tworzyło akty wykonawcze do ustawy z dużym opóźnieniem. Do czasu zakończenia kontroli spóźniło się w przypadku ośmiu z dziewięciu rozporządzeń. Uniemożliwiło to szefowi Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty szybkie łączenie sieci innych operatorów z siecią TP SA. Z kolei ten ostatni nie potrafił - według NIK - skutecznie wykorzystać swoich uprawnień względem TP SA. - Organa te nie wykonały obowiązków nałożonych przez przepisy ustawy Prawo telekomunikacyjne - powiedział dyrektor departamentu komunikacji i systemów transportowych NIK Krzysztof Wierzejski.

Z raportu NIK wynika, że TP SA okazała się mistrzem w wykorzystywaniu procedur prawnych w celu opóźnienia wejścia w życie korzystnych dla innych operatorów decyzji prezesa URTiP. Przez ponad rok kwestionowała nawet to, że jest operatorem publicznym.

Kiedy konkurent chciał rozpocząć działalność, musiał się liczyć z przeciąganiem negocjacji oraz uzgodnień technicznych. Żaden z badanych przez NIK procesów negocjacyjnych nie skończył się w ustawowym terminie 90 dni, a niektórzy operatorzy czekali na podłączenie do sieci monopolisty nawet 14 miesięcy. Tyle czasu upłynęło od wystąpienia z odpowiednim wnioskiem Netii1 i Telefonii Dialog. NOM czekał 12 miesięcy, Energis - 10 miesięcy, Tele2 - 9,5 miesiąca.

URTiP okazał się powolny przy rozpatrywaniu rozmaitych wniosków operatorów, np. rekordowa sprawa ciągnęła się aż 1386 dni. Większość z tych spraw dotyczyła określenia warunków współpracy z TP SA, więc opieszałość urzędu odbijała się niekorzystnie na pozycji rynkowej konkurentów tej firmy. Konkurenci TP SA są słabi. Mają mniej niż milion abonentów, podczas gdy TP SA - ponad 11 mln.

W efekcie - zdaniem NIK-u - ceny usług w Polsce należą do najwyższych wśród państw europejskich. W krajach UE miesięczny abonament kosztuje 14,20 euro, a w Polsce - 9,58 euro. Jednak biorąc pod uwagę parytet siły nabywczej w Polsce, koszt abonamentu wynosi u nas już 18,40 euro. Największe różnice występują w przypadku telefonicznych połączeń międzynarodowych. Za 10-minutową rozmowę z krajami sąsiednimi Polak w połowie ubiegłego roku musiał wyłożyć 3,28 euro, zaś mieszkaniec Unii średnio 2,32 euro. Z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej - było to odpowiednio 6,17 i 2,43 euro.

Z raportu NIK wynika, że operatorzy nie zapewnili dostępu do usług telefonicznych wszystkim mieszkańcom. Co prawda TP SA skróciła do ok. 2,5 miesiąca czas oczekiwania na telefon, ale w czerwcu 2003 r. na instalację czy przeniesienie łączy oczekiwało jeszcze 369,7 tys. abonentów TP SA, z czego 8 proc. czekało na telefon od pięciu do dziesięciu lat, a 1 proc. - ponad dziesięć lat.

W dodatku 600 tys. klientów podłączonych do starszych central analogowych mogło korzystać tylko z niektórych usług telekomunikacyjnych i nie mogło korzystać z konkurencji.

Zdaniem Gerarda Maćkowiaka z NIK więcej winy leży po stronie Ministerstwa Infrastruktury, gdzie kwestie łączności dopiero niedawno zyskały większą siłę przebicia. Resort nie zgłaszał braków kadrowych i zapotrzebowania na wsparcie ze strony URTiP. Na przykład wprowadzona w 2002 r. przez ministra infrastruktury zasada, że jeśli abonent - dzwoniąc - nie wybierze prefiksu, to domyślnym operatorem jest TP SA, doprowadziła do umocnienia i tak już mocnej pozycji rynkowej TP SA.

- Naszą działalność utrudniał brak aktów wykonawczych i niejednoznaczność zapisów ustawowych. Brakuje nam środków na zamawianie ekspertyz poza urzędem - wyjaśnia rzecznik URTiP-u Jacek Strzałkowski. Jego zdaniem w trakcie postępowania operatorzy często zmieniają swoje wnioski lub proszą o czas na ich uzupełnienie, a to powoduje uruchomienie procedury od nowa. M.in. stąd biorą się opóźnienia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.