Znienawidzone pop-upy coraz częstsze

Nie ma chyba bardziej znienawidzonych form reklamy internetowej od wyskakujących nagle okienek zwanych pop-upami. Choć nielubiane wciąż są najskuteczniejszą formą reklamy w sieci. I ciągle trudno się ich pozbyć

Z pop-upami zetknął się prawie na pewno każdy użytkownik internetu. Kiedy wchodzimy na stronę, pojawia się dodatkowe okienko (lub kilka) zawierające reklamę. Niektóre z nich, wykonane w tzw. flashu, zajmują całą stronę, całkowicie przesłaniając witrynę WWW. Pop-upy narodziły się pod koniec ubiegłego wieku, kiedy mieliśmy do czynienia z boomem internetowym. Przynoszące straty portale, których akcje osiągnęły niebotyczną wartość, toczyły między sobą zawziętą walkę o pieniądze reklamodawców. Okazało się, że pop-up jest jedną z najskuteczniejszych broni w tym pojedynku.

Szybko stało się jasne, że reklamy tego typu wyjątkowo irytują internautów, część z nich zaczęła nawet omijać strony, na których zaczęły pojawiać się pop-upy. Problem w tym, że zaczęły się one pojawiać prawie wszędzie, zadomowiając się przede wszystkim w znanych portalach internetowych. Wykreowało to dodatkowy biznes - rynek programów blokujących. Do ich grona dołączyły wkrótce znane portale - Google, America Online i Yahoo - które w pewnym momencie stwierdziły, że opłaca im się bardziej zatrzymać wiernych internautów. Ich zainteresowanie przeniosło się na sponsorowane linki i reklamy przy wynikach wyszukiwania.

Jak szacują amerykańskie firmy badawcze, w USA 30 proc. internautów korzysta z programów blokujących pop-upy. Nie ma to jednak żadnego wpływu na przychody z umieszczania tego typu reklam. Z danych Nielsen/NetRatings Ad Relevance wynika, że w kwietniu 2002 r. stanowiły one 1,8 proc. wartości rynku reklamy internetowej. Rok później ten udział skoczył do 6 proc. Dane za kwiecień 2004 r. mówią już o 6,4 proc. Gdyby przełożyć to na cały rynek w USA, okazuje się, że wpływy portali z reklam w formie pop-upów sięgnęły 147 mln dol. w ciągu trzech miesięcy tego roku. A to już dla walczącej o przetrwanie branży internetowej kwota nie do pogardzenia.

Czemu pomimo zniechęcania internautów do odwiedzania stron i coraz większej popularności programów blokujących pop-upy zwiększają udział w rynku? Są dwa podstawowe powody - są dużo skuteczniejsze niż zwykłe banery reklamowe i pojawia się coraz więcej reklam omijających zabezpieczenia programowe. Jak wynika z badań od 2 do 5 proc. osób, które widzą pop-up, klika na niego i wchodzi na stronę z informacjami reklamowymi. W przypadku banerów odsetek ten wynosi... 0,35 proc. Nic dziwnego, że reklamodawcy zgłaszają się do firm prowadzących strony internetowe lub domów mediowych z propozycją reklam w tej formie. Wiele portali nie może odmówić takim ofertom. W USA najczęściej pop-upy pojawiają się na takich stronach, jak: CNN.com, ESPN.com, Excite.com, Weather.com i NYTimes.com.

Naturalną konsekwencją wyższej skuteczności są próby obchodzenia zabezpieczeń przez firmy produkujące reklamy. Jak działa pop-up? Wpisana w kod HTML strony WWW komenda "openwin" otwiera dodatkowe okno i następnie pobiera z zewnętrznego serwera zamówioną reklamę. Program blokujący przeszukuje kod i blokuje rozkaz. Pojawiają się jednak bardziej skomplikowane techniki. Jedną z nich jest śledzenie kursora myszy. Jeśli przesuwa się ona nad pewnym obszarem strony (np. banerem reklamowym), uruchamiany jest skrypt w języku Java, który rozwija reklamę, zasłaniając znaczną część strony.

Kolejny sposób ominięcia programów blokujących to programy reklamowe - tzw. adware. Zwykle trafiają one na komputer użytkownika bez jego wiedzy. Niektóre wirusy (jak np. opisywany w tym numerze Briss) automatycznie ściągają adware. Również instalując niektóre serwisy wymiany plików (np. KaZaA i dołączany do niego Gator), narażamy się na automatyczne zainstalowanie adware. Programy te wyświetlają reklamy z poziomu komputera, bez pośrednictwa stron internetowych. Jeśli adware znajduje się na komputerze, to na niektórych stronach pozbawionych normalnie pop-upów włączają się one automatycznie. Uruchomiony w tle program adware ściąga z serwera reklamy, które zostały zamówione u producenta oprogramowania adware.

Innym sposobem umieszczania szczególnie irytujących reklam, w pewnej mierze podobnych do pop-upów, są tzw. reklamy pływające (ang. floater ads), zwane także overlays. Na stronie, którą odwiedzamy, pojawia się reklama, która "płynie" nad treścią witryny, starając się przyciągnąć uwagę internauty. Reklama może zniknąć po kilkunastu sekundach, ale może i pojawiać się, dopóki nie opuścimy danej strony. Często można ją również wyłączyć "ręcznie".

Niektóre firmy dostarczające reklamy online umieszczają w kodzie witryn funkcje sprawdzające, czy użytkownik ma zainstalowany program blokujący (lub sprawdzają to przez umieszczone wcześniej na komputerze "ofiary" pliki cookies). Jeśli go nie ma, można mu dostarczyć tradycyjnego pop-upa. Jeśli ma zabezpieczenia, na ekranie pojawia mu się reklama pływająca.

Pop-upy można spotkać praktycznie w każdym większym polskim portalu. Choć irytują internautów, ich pojawianie się jest dla wielu witryn jedyną szansą na funkcjonowanie. Internet dopracował się własnego, podręcznikowego przypadku symbiozy. Pasożyt jest jednak zbyt cenny, aby go zabijać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.