Skype, czyli jak ojcowie KaZaA zagrażają telekomom

Mało znana spółka z Luksemburga może przewrócić do góry nogami zasady rządzące rynkiem telekomunikacyjnym. Skype ma wszelkie atuty, żeby się stać światowym potentatem na miarę Google.

Dwaj skandynawscy informatycy - Szwed Niklas Zennstrom i Duńczyk Janus Friis - stworzyli przed rokiem program komputerowy wzorowany na sieciach wymiany plików (P2P), który umożliwia połączenia głosowe przez internet. Już kilka tygodni później o Skypie zrobiło się bardzo głośno. Teraz program spędza sen z powiek gigantom branży telekomunikacyjnej, a założyciele firmy mogą dołączyć do największych gigantów internetu.

Pół roku po kilkanaście godzin dziennie - tyle czasu Niklas Zennstrom i Janus Friis musieli spędzić, aby w 2000 r. na świat mogło przyjść ich pierwsze dziecko - najpopularniejszy program w historii internetu KaZaA. Od tamtej pory internauci ściągnęli 350 mln kopii programu, który obsługuje serwis wymiany plików (P2P). Internauci mogą się wymieniać plikami, np. z muzyką, znajdującymi się na dyskach twardych komputerów. Zennstrom i Friis sprzedali prawa do KaZaA spółce Sharman Networks i mieli szczęście. Kilka tygodni później koncerny fonograficzne i studia filmowe rozpoczęły krucjatę przeciwko sieciom P2P, oskarżając je o łamanie praw autorskich i obwiniając o gwałtowny spadek sprzedaży płyt i filmów. Zennstrom i Friis krótko jednak pozostali bezczynni.

Doświadczenie procentuje

W pierwszym tygodniu istnienia programu Skype ściągnęło 60 tys. osób. - Osiągnięcie identycznego wyniku zajęło KaZaA trzy miesiące - mówi Zennstrom. Obecnie Skype ma 10 mln użytkowników na całym świecie. I jest największą globalną spółką oferującą usługi telekomunikacyjne, która nie ma żadnej infrastruktury.

Podobne do Skype'a programy są dostępne na rynku od 6-7 lat. Wykorzystują one technologię znaną jako VoIP (Voice over IP). Na rozmowy przez internet pozwalają najpopularniejsze komunikatory internetowe, np. AOL Instant Messenger. Na czym jednak polega wyjątkowość Skype'a? Przede wszystkim jest doskonalszy. - Udało nam się pokonać większość problemów charakterystycznych dla innych rozwiązań VoiP - słabą jakość dźwięku, skomplikowaną konfigurację i konieczność posiadania infrastruktury. Nikt się tym wcześniej nie zajął, więc VoIP nigdy nie zdobył wielkiej popularności - podkreśla Friis.

Największą przewagą Skype'a jest jednak doświadczenie wyniesione z KaZaA. Tradycyjne połączenia VoIP wymagają mnóstwa serwerów, podczas gdy Skype łączy użytkowników bezpośrednio. Tradycyjna telefonia internetowa ma problemy z połączeniami, jeśli rozmówcy znajdują się za zabezpieczeniami sieciowymi (firewalls). Z badań wynika tymczasem, że co drugi użytkownik szerokopasmowego internetu ma ustawione zabezpieczenia, które go chronią przed złośliwymi programami. Dla Skype'a takie zapory nie są przeszkodą, a firmy oferujące tradycyjne rozmowy P2P nie stanowią konkurencji. - Naszymi konkurentami są takie firmy jak Deutsche Telekom, British Telekom, AT&T czy Verizon - ogłosili na początku istnienia Skype'a Zennstrom i Friis.

Hit na miarę Google?

Skype ma szanse stać się firmą pokroju Google, właściciela najpopularniejszej wyszukiwarki w sieci. Ten ostatni zawdzięcza swój sukces prostocie, dobrej technologii i znalezieniu sposobu na zarabianie bez nachalnego atakowania internautów reklamami. Skype ma te atuty. Każdy, kto używa programu (do złudzenia przypominającego komunikator internetowy, taki jak np. polski Gadu-Gadu), może się połączyć za darmo z innym użytkownikiem. I nie ma znaczenia, czy rozmówca znajduje się w Polsce, Indiach czy Nowej Zelandii. Musi tylko mieć Skype'a, komputer, dostęp do szybkiego internetu (np. popularne w Polsce Neostradę lub Chello) i mikrofon. Program działa pod wszystkimi popularnymi systemami operacyjnymi - Linux, Windows czy MacOS. - Oferowanie usługi za darmo jest najważniejsze, jeśli się chce szybko rozwijać. Chcemy, aby ludzie sami rozprzestrzeniali ten program - mówi Zennstrom.

Czas na komórki

Kiedy liczba użytkowników sięgnęła kilku milionów, Skype rozpoczął kolejne natarcie. Kilka miesięcy temu firma podpisała umowę z czterema niewielkimi operatorami telekomunikacyjnymi - Colt Telecom Group, iBasis, Level 3 Communications i Teleglobe. Dzięki temu na rynku pojawił się SkypeOut. Pozwala on na łączenie się za pośrednictwem komputera z telefonami komórkowymi i stacjonarnymi. Chcesz zadzwonić do rodziny w USA? Minuta za pośrednictwem TP SA kosztuje 1,1 zł. Ze Skype'em to samo połączenie można mieć za... 6 gr. Czemu tak tanio? Połączenia internetowe nie są opodatkowane, a użytkownik płaci tylko za zakończenie rozmowy, a nie za jej rozpoczęcie czy za przekierowania międzynarodowe. Kilka dni temu Skype wypuścił na rynek program przeznaczony dla komputerów podręcznych (palmtopów), który pozwala ich właścicielom komunikować się przez sieci bezprzewodowe Wi-Fi. Spółka prowadzi też rozmowy z producentami telefonów komórkowych. Zennstrom zapowiada, że w przyszłym roku na rynku pojawią się aparaty wyposażone w oprogramowanie Skype'a. Wtedy za połączenia głosowe przez komórkę będzie można płacić jak za transmisję danych, która jest tańsza niż tradycyjne usługi głosowe.

Strach telekomów

Szybki rozwój spółki udało się osiągnąć przy minimalnych kosztach. Kapitał założycielski to kilka milionów dolarów (podobne finansowanie miał na początku Google). Większość pieniędzy pożyczył Skandynawom Tim Draper, twórca serwisu pocztowego Hotmail odkupionego za grube miliony przez Microsoft. Pomysł Skype'a to zasługa Skandynawów, kod programu stworzyli Estończycy, spółka zarejestrowana jest w Luksemburgu, a jej siedziba mieści się w Londynie. Siedziba to zwykłe biuro. Skype nie ma żadnych nakładów na reklamę czy rozbudowanego zarządu. - Mogą bez problemu zwiększać zasięg działalności, nie ponosząc dodatkowych kosztów. To straszna perspektywa dla tradycyjnych operatorów telekomunikacyjnych - powiedział serwisowi Cnet Jon Arnold, analityk Frost & Sullivan.

Friis i Zannstrom nie ukrywają, że o to im właśnie chodzi. - Udało nam się wykreować efekt wirusowy. Ludzie sami sobie polecają Skype'a - podkreśla Zennstrom.

Czemu koncerny telekomunikacyjne tak się boją Skype'a? Bo internet odbiera im klientów. Od końca 2000 r. amerykańskie firmy telekomunikacyjne straciły 28 mln abonentów, czyli prawie 18 proc. ogółu. Rokrocznie tracą kolejne 4 proc. klientów. Większość z nich przerzuciła się na telefonię internetową. AT&T zapowiedziało, że nie będzie już oferować nowym klientom połączeń za pośrednictwem analogowych linii telefonicznych, ale VoIP. Podobnie jest w Europie, gdzie British Telecom zapowiedział całkowite przejście na telefonię internetową. Skype jest dla nich wszystkich niebezpiecznym konkurentem. Groźnym, bo niespotykanie tanim.

- Nasza branża i sposób prowadzenia w niej biznesu zmienią się w najbliższych pięciu latach bardziej niż w ciągu ostatnich dwudziestu - powiedział niedawno dziennikowi "The Wall Street Journal" Duane Ackerman, prezes amerykańskiego operatora BellSouth. Dzięki Skype'owi zmiany te mogą zajść jeszcze szybciej. Skorzystają na tym klienci. No i Friis z Zennstromem, którzy są na prostej drodze do fortuny.

Wykorzystane w tekście wypowiedzi Friisa i Zennstroma pochodzą z wywiadów udzielonych serwisowi Cnet

Miliarderzy internetu

Co łączy Pierre'a Omidyara, Jeffa Skolla, Davida Filo i Jeffa Bezosa? Choć ich nazwiska już dawno zeszły z okładek kolorowych magazynów, każdy z nich może się pochwalić majątkiem wycenianym na więcej niż 2 mld dol. Jak szacuje magazyn "Forbes", razem władają fortuną wartą ponad 20 mld. Oprócz gigantycznego majątku łączy ich także sposób, w jaki go zdobyli. Zarobili krocie na internecie. Kiedy u szczytu boomu internetowego kolejne spółki ogłaszały upadłość, a miliony inwestorów traciły pieniądze, ich firmy parły do przodu. Dziś eBay, Amazon i Yahoo! to sztandarowe przykłady sukcesu firm nowych technologii. W 2001 r. wydawało się, że droga do ekskluzywnego grona internetowych miliarderów jest bezpowrotnie zamknięta. Giełdowy debiut Google, właściciela najpopularniejszej wyszukiwarki na świecie, w sierpniu tego roku pokazał jednak, że w internecie wciąż drzemie wielki potencjał. Twórcom Google udało się go wykorzystać - majątek Larry'ego Page'a i Sergeya Brina wycenia się dziś na 7 mld dol. W kolejce po fortunę ustawiają się już następni - Niklas Zennstrom i Janus Friis.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.