Paparazzi, szpiedzy i ich telefony

Zdjęcia porno, obrazy tragicznych wypadków, kompromitujące fotografie gwiazd, tajne materiały... Telefony komórkowe z aparatami fotograficznymi grożą zrujnowaniem prywatności ludzi - ostrzegają organizacje pozarządowe. Firmy obawiają się szpiegostwa przemysłowego na nienotowaną dotąd skalę

Siedzisz przy barze z przyjaciółką. Ktoś ukradkiem robi ci zdjęcie komórką i wysyła twojej żonie albo umieszcza w internecie. Nawet o tym nie wiesz. Wkrótce sprawa kończy się rozwodem.

Przebieralnia na basenie. Mężczyzna wyjmuje telefon i robi serię zdjęć dzieciom. Trafiają na pornograficzne strony w internecie.

Takich sytuacji zdarza się coraz więcej. Niekiedy domorośli paparazzi asystują przy prawdziwych dramatach. Pierwsze zdjęcie martwego holenderskiego publicysty i filmowca Theo van Gogha zamordowanego niedawno przez islamskiego fanatyka zrobił przypadkowy przechodzień. Komórką z aparatem.

- Gwałtownie rośnie liczba skarg związanych z naruszaniem w ten sposób prywatności przypadkowych osób - alarmuje londyńska instytucja Privacy International (PI), zrzeszająca liczne organizacje pozarządowe z wielu krajów, które zajmują się ochroną prywatności i praw człowieka.

Ta plaga trafi i do Polski.

Małe, ale groźne

Dyrektor PI Simon Davies: - Aparaty w komórkach stały się realnym zagrożeniem. Jeśli natychmiast nie zostaną podjęte działania zapobiegawcze, poczucie prywatności w społeczeństwie zostanie zrujnowane w ciągu dekady.

Aparaty fotograficzne w komórkach są nieporównywalnie bardziej niebezpieczne niż aparaty normalne. Dlaczego?

Jest ich mnóstwo. Rzadko kto chodzi po ulicy z aparatem fotograficznym (chyba że na wakacjach), ale komórkę ma już prawie każdy. Prezes polskiego oddziału Nokii Kuba Pancewicz szacuje, że z ponad 600 mln sprzedanych w tym roku na świecie telefonów komórkowych już jedną trzecią będą stanowiły modele z wbudowanymi coraz doskonalszymi aparatami fotograficznymi. Wiele modeli umożliwia też kręcenie krótkich filmów.

Zdjęcia można robić zupełnie niespostrzeżenie.

Uchwycone sceny można natychmiast wysłać w świat - ofiara nie ma szans na interwencję czy obronę.

Z tych wszystkich powodów "foto-komórki" znienawidziła Japonka, której historię przypomina organizacja PI. Kolega, który przypadkiem znalazł się w tym samym barze, wykonał jej z ukrycia zdjęcia w towarzystwie przyjaciela i rozesłał w świat. Efekt? Rozpad małżeństwa kobiety. Także w Japonii trwa właśnie proces mężczyzn tworzących grupę specjalizującą się w robieniu komórkami w metrze i autobusach "uppu-sukaato", czyli zdjęć dziewcząt, którym podwinęła się spódnica.

Ale takie fotografie to niewinne żarty w porównaniu z gehenną uczennicy w Irlandii, której rozebrane zdjęcie (zrobione wg policji bez jej wiedzy) obiegło rok temu setki telefonów komórkowych w tym kraju. Policja wszczęła śledztwo i ostrzegła, że każda osoba przesyłająca dalej tę fotografię popełnia przestępstwo powielania pornografii dziecięcej (dziewczyna była niepełnoletnia).

W ostatnich dniach dyskusja o kontrowersyjnych aparatach w komórkach przetoczyła się przez konserwatywne Indie. Student z New Delhi nagrał za pomocą komórki scenę, w której uprawia seks oralny ze swą 16-letnią koleżanką. Obrazy rozesłał wśród znajomych. Jeden z nich wystawił otrzymany filmik na aukcję w serwisie internetowym Bazee.com (należącym do amerykańskiej firmy eBay). W finale sprawy do aresztu trafił nie tylko bohater filmu i jego znajomy, ale także prezes Bazee.com Avnish Bajaj.

Halo, tu szpieg

Zaniepokojony jest również świat biznesu. Po firmie Samsung, która w zeszłym roku zakazała u siebie używania telefonów z aparatem fotograficznym, podobny zakaz wprowadził kilka miesięcy temu także Volkswagen. Szlaban obowiązuje w fabrykach i ośrodkach konstrukcyjnych oraz w siedzibie Volkswagena w Wolfsburgu. Jak tłumaczył rzecznik niemieckiego koncernu, jest to konieczne ze względu na groźbę szpiegostwa przemysłowego i ochronę interesów firmy.

Przed rozwojem szpiegostwa z użyciem telefonów z aparatami już od pewnego czasu ostrzegają analitycy i specjaliści od polityki bezpieczeństwa w korporacjach. W marcu tego roku amerykańska firma analityczna Gartner opublikowała alarmujący raport, że urządzenia te mogą być poważnym zagrożeniem dla tajemnic handlowych przedsiębiorstw (tym bardziej że - jak szacują - do roku 2006 przeszło 80 proc. telefonów sprzedawanych w USA i starej UE będzie miało funkcję rejestrowania obrazu). Analitycy Gartnera doradzają firmom wprowadzenie stref, w których obowiązywać będą rygorystyczne ograniczenia dotyczące komórek zapisujących obrazy czy dźwięki. Podobne rady opublikowała już rok temu inna firma analityczna Meta Group. Radziła ona przedsiębiorstwom i instytucjom, by zwracały uwagę nie tylko na komórki, ale także na inne elektroniczne urządzenia (jak np. palmtopy czy nośniki danych USB), które coraz częściej mogą zawierać miniaturowe kamery.

Fleszem po oczach

Wiele krajów próbuje radzić sobie z epidemią domorosłych komórkowych paparazzi. W USA, Wielkiej Brytanii i Kanadzie obowiązuje zakaz używania takich aparatów w przebieralniach, szkołach i miejscach pracy. W Australii nie wolno ich używać na basenach. Władze Tajpej ograniczają używanie takich aparatów w miejscach publicznych. W Nowej Zelandii zmieniono ostatnio prawo - za ukradkowe robienie zdjęć grożą trzy lata więzienia.

Najdalej poszły władze krajów islamskich. Arabia Saudyjska ogłosiła zakaz używania telefonów komórkowych z aparatami po tym, jak niektórzy ich posiadacze fotografowali kobiety z odsłoniętymi twarzami. Teraz takie urządzenia są tam sprzedawane tylko na czarnym rynku. Przewodniczący Komisji Szerzenia Cnoty i Zapobiegania Występkom Turki al Szambri ogłosił niedawno, że rozbije laską zarekwirowane aparaty komórkowe, "aby dać nauczkę tym, którzy naruszają prawo".

Privacy International wystąpiła z żądaniem, by producenci telefonów komórkowych z wbudowanymi aparatami fotograficznymi obowiązkowo wyposażali je w lampy błyskowe niemożliwe do wyłączenia. Błyskający flesz zwracałby uwagę otoczenia. Według PI jeśli taki standard wprowadzą wszyscy producenci, to nie wpłynie to na ich wzajemną konkurencyjność cenową.

Wprowadzenie obowiązkowych fleszy rozważała już Korea Płd. Zrezygnowano jednak z tego wskutek lobbingu producentów komórek, którzy argumentowali, że takie rozwiązanie podniesie cenę telefonów i uderzy w koreański eksport. - Producenci komórek ponoszą prawną i moralną odpowiedzialność za rozwiązanie tego problemu - uważa Simon Davies z PI. - To nie jest atak na technologię. To apel o to, by uczynić ją bezpieczną.

Na razie władze Korei wymogły, by podczas fotografowania komórka emitowała dźwięk o natężeniu minimum 65 decybeli.

Uwiecznić przestępcę

- Liczba wypadków nie zmniejszyła popularności motoryzacji. Każdy wynalazek można wykorzystać dobrze lub źle. Można też robić zdjęcia zwykłym aparatem i czym to się różni? - mówi dyr. Antoni Mielniczuk z sieci komórkowej Era. - Nie dotarły do nas żadne skargi na takie praktyki.

Mielniczuk zwraca uwagę na plusy istnienia tak dużej liczby "foto-komórek" - przestępcy muszą się liczyć z tym, że na każdym kroku ktoś może ukradkiem uwiecznić ich proceder, robiąc zdjęcie im lub np. tablicom rejestracyjnym ich samochodu. W Japonii policja zachęca wręcz do przesyłania zdjęć i filmów ze scenami przestępstw.

Z dorobku wszechobecnych fotografów amatorów korzystają media. Największy holenderski dziennik "Telegraaf" dwa razy w miesiącu publikuje na pierwszej stronie "komórkowe" zdjęcia robione przez czytelników.

Gwiazdy pod obstrzałem

Jedna z warszawskich ulic późno wieczorem. Joanna Brodzik i Paweł Wilczak wracają z klubu Paparazzi. Nagle aktorka siada na chodniku. Błysk flesza aparatu i następnego dnia w bulwarówce "Fakt" pojawiają się zdjęcia Joanny Brodzik z ironicznymi podpisami sugerującymi, że nie była trzeźwa.

W tej historii uczestniczył zawodowy paparazzi. Ale lada chwila popularne osoby mogą się spodziewać, że na ich widok niejeden przypadkowy przechodzień będzie sięgał do kieszeni i wyciągał telefon z aparatem. Wobraźmy sobie, że Bogusław Linda idzie do restauracji, gdzie siedzi 100 osób. To już 100 potencjalnych paparazzi, którzy wyślą znajomym MMS-a z podpisem "Zobacz, kogo dziś widziałem". A co bardziej pikantne zdjęcia znanych twarzy zostaną sprzedane do gazet.

- Dla gwiazd to może być koszmar - przyznaje antropolog dr hab. Bogusław Pawłowski z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Ale i my staniemy się bardziej ostrożni w miejscach publicznych, choć niektórzy pewnie się do tego przyzwyczają. To zależy od osobowości.

Jego zdaniem każda akcja wywołuje kontrakcję. - Może pojawi się nowy typ mody częściowo zasłaniającej twarz? - zastanawia się Pawłowski. - To zresztą nie tylko kwestia aparatów fotograficznych w komórkach. Coraz więcej wokół kamer i systemów monitoringu. Pytanie, czy chcemy być bardziej wolni i mniej bezpieczni, czy odwrotnie. Ale wtedy godzimy się na pewne ograniczenia intymności - dodaje.

Dla "Gazety" mec. Janina Ligner-Żeromska z kancelarii prawnej Domański, Zakrzewski, Palinka

Zgodnie z prawem można fotografować wszystkich wokół, pod warunkiem że dana osoba nie zaznaczy, że się nie zgadza na zrobienie jej zdjęcia. A więc i ukradkiem. Nie można jednak takich zdjęć rozpowszechniać, np. zamieścić w internecie, bez zgody osoby sfotografowanej - wynika to z prawa autorskiego.

Na podstawie kodeksu cywilnego i prawa autorskiego osoba sfotografowana może skarżyć autora zdjęcia o naruszenie jej godności osobistej i wizerunku, np. kiedy została uchwycona w stanie nietrzeźwym. To są jednak zazwyczaj sprawy trudne i wymagają indywidualnego podejścia sądu do każdego przypadku. Fotografujący może się bronić, że dana osoba była tylko szczegółem większej całości, np. robił zdjęcie budynku, a ktoś mu wszedł w kadr. Nie słyszałam, by sprawa tego typu znajdowała ostatnio rozstrzygnięcie w polskich sądach.

Znane powszechnie osoby można fotografować w związku z ich funkcjami publicznymi i pracą. Ale mogą one domagać się m.in. odszkodowania, jak i zapłaty na rzecz wybranych celów społecznych, gdy zdjęcie godzi w ich wizerunek. Bogusław Linda wygrał głośną sprawę, gdy jedno z pism zamieściło jego zdjęcia w kapciach na terenie jego własnej posesji.

Coraz więcej fotokomórek

Firma badawcza Strategy Analytics prognozuje, że udział telefonów komórkowych z aparatami fotograficznymi wzrośnie na świecie z 4 proc. w roku 2002 do 68 proc. w roku 2009. Inna firma badawcza, In-Stat/MDR, szacuje, że w tym roku na rynek trafiło aż trzykrotnie więcej takich urządzeń niż w roku ubiegłym. - Te urządzenia w ciągu zaledwie czterech lat od premiery stają się normą - komentuje analityk In-Stat/MDR Neil Strother.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.