Unia zdecydowała, kto zarobi na Galileo

Lukratywny kontrakt na budowę europejskiego systemu nawigacji satelitarnej Galileo otrzymały w poniedziałek konsorcja grupujące głównie firmy z Francji, Włoch i Hiszpanii. Czy zgorszeni tym Niemcy mogą zaszkodzić projektowi?

Zakończyła się wielomiesięczna rywalizacja o wybór firmy, która dostanie na 20 lat kontrakt na budowę i eksploatację Galileo.

To największy projekt infrastrukturalny Unii Europejskiej. Same koszty tworzenia systemu szacuje się na 2,1 mld euro, z czego jedną trzecią sfinansuje UE. Firmy, które będą tworzyć system, dostaną co najmniej 20 proc. wpływów z jego eksploatacji szacowanych nawet na dziesiątki miliardów euro rocznie.

Zespół Komisji Europejskiej i Europejskiej Agencji Kosmicznej zgodził się na wspólną ofertę dwóch konkurujących dotąd konsorcjów. Są to grupy: iNavSat - utworzona przez niemiecko-francuski koncern EADS, francuski Thales i brytyjską firmę Inmarsat; Eurely - zawiązana przez francuski koncern Alcatel, włoski Finmeccanica oraz hiszpańskie AENA i Hispasat.

Umowa powinna być podpisana do końca tego roku. Do 2008 r. konsorcjum uruchomi system Galileo, który docelowo będzie wykorzystywać 30 satelitów.

Galileo ma konkurować z amerykańskim system nawigacji GPS. Jest on bezpłatny, ale nie udostępnia prywatnym użytkownikom częstotliwości pozwalających na bardzo precyzyjne namierzanie. Takie częstotliwości będą zaś dostępne w Galileo, tyle że za opłatą.

W połowie czerwca niemiecki minister transportu Manfred Stolpe stwierdził, że projekt może być zagrożony, jeśli Niemcy nie dostaną w nim odpowiednio dużego udziału. Stolpe krytykował możliwość przyznania kontraktu połączonym konsorcjom, bo w tej sytuacji większość pieniędzy z projektu trafi do państw basenu Morza Śródziemnego - Francji, Włoch i Hiszpanii.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.