Koniec kart magnetycznych w TP SA

TP SA zlikwiduje do końca roku niebieskie automaty telefoniczne na karty magnetyczne, które przynosiły ogromne straty. Zastępują je żółte urządzenia, przez które można wysyłać... SMS-y

Największy polski operator zainstalował już 14 tys. charakterystycznych żółtych eXanto. W tym roku ma ich być 21 tys., zaś docelowo 25 tys. Telefony publiczne na karty chipowe kupił od szwajcarskiej firmy Ascom wraz systemem zarządzania Payphone Management System (PMS). Zapłacił - według naszych nieoficjalnych informacji - około 15 mln euro.

Tanio, drogo?

Nowe automaty nie byłyby sensacją, gdyby nie wprowadzona od poniedziałku możliwość wysyłania z nich SMS-ów i e-maili. Maksymalna długość SMS-a podobnie jak w przypadku telefonii komórkowej sięga 160 znaków, zaś e-maila - 250 znaków. - Kierujemy tę ofertę głównie do ludzi młodych w wieku 13-25 lat, którzy nie mają telefonów komórkowych. Takich osób jest w Polsce około 1,6 mln - tłumaczy dyrektor należącego do TP SA PubliTela Maciej Owczarek.

Wysłanie SMS-a czy e-maila ma kosztować 25 groszy za sztukę. Trzeba kupić specjalną kartę TP SMS o nominale 5 zł, która pojawi się w sprzedaży za dwa tygodnie. Będzie ją można kupić w telepunktach, kioskach i na stacjach benzynowych. Już teraz można opłacać wysyłanie wiadomości zwykłą kartą telefoniczną, ale wtedy stawki są wyższe - płaci się równowartość impulsu (35 groszy). Karta musi być jednak chipowa, a nie magnetyczna.

Niestety, rozwiązanie TP SA ma poważne mankamenty. W przeciwieństwie do telefonów komórkowych klient nie otrzymuje potwierdzenia, że SMS doszedł do adresata. Nie można mu też tą samą drogą odpisać, co najwyżej oddzwonić na numer automatu.

Poza tym oferta nie jest tania, zważywszy, że ceny SMS-ów w telefonii komórkowej w specjalnych pakietach sięgają już 5-10 groszy za sztukę. - Należy porównywać nasze ceny z dominującą na rynku ofertą bezabonamentową, a tam opłaty są znacznie wyższe od naszych - ripostuje dyrektor Owczarek.

W TP SA są optymistami i wierzą, że klienci będą docelowo wysyłać przez automaty miesięcznie milion wiadomości.

Podobną usługę w Europie oferują także British Telecommunications, szwajcarski Swisscom, włoski Telekom Italia, Czesky Telecom i węgierski Matav.

Klon na łączach

Kupno od Ascomu systemu zarządzania PMS pozwala na szybkie ustalenie, który automat się zepsuł, ile zarabia i jaka część ruchu pochodzi ze sfałszowanych kart. Dotychczas TP SA nie wiedziała, jaka jest skala oszustw i wprowadzonych do obiegu sklonowanych kart magnetycznych. Np. automat w pod Stadionem Dziesięciolecia w Warszawie, gdzie przewija się ogromna liczba handlarzy z różnych krajów, najczęściej zza wschodniej granicy, generuje dla TP SA około 30 tys. impulsów miesięcznie. Cóż z tego, skoro 27 tys. to impulsy z klonowanych kart lub nielegalnie naładowanych "domowym sposobem".

Jak się dowiedzieliśmy, niebieskie automaty na karty magnetyczne znikną do końca roku. Pozostałe zostaną przerobione na obsługujące jedynie trudne do podrobienia karty chipowe. Karty magnetyczne znikną z obiegu na początku 2005 r. Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty w ubiegłym roku zgodził się na wycofanie ich w ciągu dwóch lat.

Dyr. Owczarek przyznaje, że automaty telefoniczne przynoszą od kilku lat straty, m.in. z powodu fałszerstw kart i dużych wydatków na utrzymanie często dewastowanych urządzeń. Jednak jednym z powodów jest również słabe rozplanowanie automatów. Dopiero teraz - dzięki wprowadzeniu systemu nadzoru PMS - TP SA może dokładnie ocenić ruch telefoniczny w poszczególnych budkach. W najbliższych miesiącach przeprowadzi gruntowną reorganizację sieci, wielu automatom znajdując nowe opłacalne lokalizacje.

Uliczne automaty są coraz mniej popularne nie tylko w Polsce - od kilku lat ruch telefoniczny spada w nich o kilkanaście procent rocznie. Winne są telefony komórkowe.

Telefony publiczne mogłyby stać się rentowne pod warunkiem zlikwidowania większości budek, np. na wsi, i pozostawieniu ich w centrach miast. TP SA nie może jednak dalej zmniejszać ich liczby, bo zgodnie z prawem musi ją utrzymywać na poziomie dwóch sztuk na tysiąc mieszkańców.

Najwięcej automatów jest we Włoszech - grubo ponad 200 tys. W niektórych krajach, np. w Norwegii, zostały ich śladowe ilości. Większość europejskich telekomów ogranicza ich liczbę i dopłaca do interesu. Duże zyski przynoszą tylko sieci w krajach o rozwiniętej turystyce, np. w Egipcie czy Grecji. Turyści wolą bowiem korzystać z automatu niż horrendalnie drogich połączeń międzynarodowych z telefonu komórkowego (tzw. roaming międzynarodowy).

Ucieczka do przodu

- W Europie istnieją dwie szkoły - jedni się wycofują z automatów, inni uciekają do przodu, próbując zwiększyć ich atrakcyjność i proponując nowe usługi dodatkowe - mówi dyrektor generalny Ascomu Stefan Serwiński.

Przekonuje, że urządzenia te mają wielką przyszłość. - W naszej ofercie mamy już automaty multimedialne np. z dostępem do internetu. Operatorzy wprowadzają je w centrach handlowych czy na lotniskach. Mówienie o końcu automatów telefonicznych jest zdecydowanie przedwczesne - mówi dyr. Serwiński.

Jego zdaniem trzeba różnicować sposoby płacenia za rozmowy. W Belgii popularne jest płacenie kartami kredytowymi. Trzeba wstukać PIN, podać numer karty i można dzwonić. Coraz bardziej popularne są też systemy elektronicznej portmonetki, które umożliwiają obok małych płatności za parking czy przejazd autobusem także opłacenie rozmowy telefonicznej z budki. - W niektórych krajach na karty kredytowe przypada 30 proc. przychodów za rozmowy z automatów telefonicznych - mówi dyrektor Serwiński.

Netia, największy konkurent TP SA, nie planuje na razie wprowadzać nowych automatów z możliwością wysyłania wiadomości. - Mamy 1,4 tys. urządzeń na monety. Przy naszej skali wprowadzanie takich nowinek nie jest specjalnie palące - powiedziała nam Jolanta Ciesielska, rzecznik Netii.

SMS z domu

TP SA od kilku lat przymierza się do wprowadzenia usługi wysyłania SMS-ów z telefonu stacjonarnego. W poniedziałek firma poinformowała, że wprowadzi ją do końca roku. Według naszych informacji powodem opóźnienia były cięcia wydatków w firmie oraz sceptycyzm, czy taka forma komunikacji przyjmie się wśród klientów. Na rynku jest wciąż znikoma liczba aparatów stacjonarnych, które mają wbudowane ciekłokrystaliczne wyświetlacze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.