Muppet Sejm 6 i przeprowadzka

Piątek, 23 lutego, 2007

Moi mili, stało się. Szósta część „Muppet Sejmu” pojawi się lada dzień. Na razie, na zaostrzenie apetytu – trailer. I ważna informacja: przenoszę się z blogiem w nowe miejsce. Od tej pory wszelkie nowe wpisy oraz nowe filmy (także „Muppet Sejm 6”) będą pojawiać się pod tym adresem:

macdac.blox.pl


Dziękuję WordPressowi za przytulny kącik i zapraszam do nowego lokum, gdzie w jednym miejscu czeka na was m.in. przegląd wszystkich moich filmów.
A teraz – zwiastun szóstej części „Muppet Sejmu”:


Czekając na Godota z WSI

Poniedziałek, 29 stycznia, 2007

Gra UbekMyślałem, że po cytacie z dzisiejszego wywiadu z Antonim Macierewiczem w „Rzeczpospolitej” nic mnie bardziej nie rozbawi, ale inwencja rządzących jest nieograniczona i już późnym popołudniem okazało się, że wywiad Antoniego M. to mały pikuś.
Ale po kolei. We wspomnianym wywiadzie jest taki oto fragment:

Pan był śledzony?
– Byłem, ale na razie nie znaleziono takich dokumentów.

Jeśli „Rzepa” chciała zdemaskować paranoję Macierewicza – brawo, udało się doskonale. Ale jeśli ktoś to puścił na poważnie, to ja wysiadam…

Tego rodzaju argumentacja zdarzała się zresztą obecnej ekipie już wcześniej. Minister Ziobro demonstrując słynną niszczarkę przy aferze billboardowej (której nie było) przekonywał, że brak dowodów to najlepszy dowód winy (bo przecież dowody można było zniszczyć). Premier Kaczyński, o ile dobrze pamiętam, zapisał się w historii również i takim cytatem: „Nie ma na to żadnych dowodów, ale nie ma też żadnych wątpliwości, że…”. Słowo daję, nie pamiętam czego rzecz dotyczyła, ale ów słowny wytrych służył pogrążeniu politycznego rywala, najpewniej z PO.

Cytat z Macierewicza okazał się jednak niczym przy wieczornych informacjach, że szumnie zapowiadany na 1 lutego raport o WSI nie ujrzy światła dziennego. Dlaczego? Między wierszami można wyczytać, że raportu de facto jeszcze nie ma. Ale przecieki już były (swoją drogą czas chyba wezwać z Zachodu polskiego hydraulika). Dzielne rządowe „Wiadomości” dotarły do kilku ze 115 nazwisk agentów wśród dziennikarzy. Ale z dzisiejszych informacji można wnioskować, że pozostałe 112 nazwisk dopiero się wymyśla…

W oczekiwaniu na ten prześmieszny raport, który na pewno będzie „porażający”, proponuję zagrać w grę „Ubek”. Powinna zrobić dzisiaj furorę. Wprawdzie jest stara i trzeba do niej dokupić stareńki komputer Amiga (np. na Allegro), ale co to dla prawdziwych fanów IV RP i tropicieli agentów?

Tylko gra w „Ubeka”
Pozwoli doczekać ci
Raportu WSI!

Foto via Allegro


Film dla lustratorów i antylustratorów

Sobota, 20 stycznia, 2007

W przyszłym tygodniu do kin wchodzi „Życie na podsłuchu” niemieckiego reżysera Floriana Henckel-Donnersmarcka. Miałem okazję obejrzeć ten film wczoraj na przedpremierowym pokazie.
Nie zdradzę wiele ponad zwiastun, jeśli powiem, że film jest o tym jak partyjny bonzo od kultury (wypisz-wymaluj Łyżwiński) zleca podsłuch znanego NRD-owskiego pisarza Georga Dreymana, który stara się żyć dobrze z władzą, choć jej się nie podlizuje przesadnie. Facet jest czysty jak łza, więc Stasi nic na niego nie znajduje, ale słucha wytrwale i zaciska sieć… Dalej zdradzał nie będę, bo nie chcę wam psuć przyjemności wchłaniania świetnie napisanego scenariusza.
Dystrybutor „Życia na podsłuchu” nie mógł sobie wyobrazić lepszego momentu na wprowadzenie tego filmu do kin. Kraj ogarnęła chora gorączka lustracyjna i codziennie wyciekają jakieś dokumenty i kolejna osoba obrzucana jest błotem i oskarżeniami o agenturalność. Dodatkowo PiS zapowiada, że pichci ustawę o „deubekizacji”, a może i nawet dekomunizacji.
I oszalałym lustratorom, i zapiekłym przeciwnikom lustracji, i tym, którzy na to leją z góry zdecydowanie polecam obejrzenie filmu Donnersmarcka. Być może tym, którzy są za młodzi, żeby pamiętać tamte czasy, co nieco opowie on i o ubekach, i o TW, i w ogóle o życiu „za komuny”. Film pokazuje jak skomplikowane było wówczas życie, zarówno z jednej, jak i drugiej strony barykady.
Kto ma rację w sporze o lustrację? HGW…
(aby prawidłowo rozszyfrować ten skrót po prostu musicie obejrzeć film).
A tu można obejrzeć zwiastun.


Narodowy Bank PiSu

Czwartek, 4 stycznia, 2007

Sławomir SkrzypekPrezydencki thriller z kandydaturą na prezesa NBP dobiegł końca. A raczej dobiegła końca jego pierwsza część. Oto mamy kandydata: Sławomira Skrzypka.
Kiedy zobaczyłem tę wiadomość w TVN 24 nie mogłem w nią uwierzyć i nadal chciałbym wierzyć, że tylko mi się to przyśniło, bo zjadłem coś zepsutego i męczą mnie nocne koszmary. Zdaje się jednak, że to jawa, nie sen.
Otóż chcę wyraźnie powiedzieć, że prezydent RP przekroczył tym samym granicę żenady i obciachu jaką sam sobie wyznaczał jeszcze kilka godzin wcześniej. Oto dlaczego:
Choć od samego początku rządów PiS i przystawek wiadomo było, że kadencja Leszka Balcerowicza kończy się w styczniu 2007 r., o kandydata na jego miejsce szuka się gorączkowo dopiero od niecałego miesiąca. Jak wszystko inne za tej władzy – i to było robione po cichu i na chybcika. W normalnych krajach szef banku centralnego to poważne stanowisko i sprawa jego sukcesji rozstrzyga się dużo, dużo wcześniej. U nas najpierw pojawił się jeden nieznany szerzej kandydat (prof. Sulmicki), który po dwóch dniach zrezygnował.
Ale to był dopiero wstęp do obciachowego ciągu zdarzeń. Potem serwowano nam kolejne zapewnienia i terminy wyznaczenia następcy Balcerowicza i już w święta wiadomo było, że wszystko zakończy się opóźnieniem i co najmniej kilkudniowym wakatem na stanowisku prezesa NBP.
Po Nowym Roku ministrowie kancelarii prezydenta udzielali na prawo i lewo wywiadów, że już-już, kandydat jest tuż-tuż. I że będzie to człek z doświadczeniem i wiedzą przeogromną. A przede wszystkim – że to nie będzie drugi Balcerowicz (tak raczył się wyrazić minister Szczygło). Czas mijał, a kandydata wciąż nie było. Jakby nie dość było tej żenady, ministrowie powywieszali swoje wywiady na stronie głównej prezydenta. Jakby chcieli udokumentować gigantyczną niekompetencję ośrodka prezydenckiego.
Ale absolutnym szczytem szczytów okazała się sama kandydatura. Sławomir Skrzypek to wieczny lokaj Lecha Kaczyńskiego jeszcze od czasów jego prezesury w Najwyższej Izbie Kontroli. Za prezydentury Kaczyńskiego w Warszawie Skrzypek odpowiadał za inwestycje – których praktycznie nie było. Potem rzucono go m.in. do zarządu PKO BP. Nie mógł zostać prezesem, bo prawo bankowe wymaga jednak doświadczenia w zarządzaniu instytucjami bankowymi – ale wiceprezes Skrzypek urzędował w zarządzie, a po odejściu prezesa Podsiadły został faktycznym kierownikiem tego zamieszania. Tyle że rada nadzorcza Skrzypka na prezesa mianować jednak nie chciała. Został więc p.o. prezesa. A ostatnio wziął sobie na doradcę innego specjalistę od bankowości – Kazimierza Marcinkiewicza.
Teraz Skrzypek pokieruje NBP, a Marcinkiewicz wygra ustawiony pod niego konkurs na prezesa PKO BP.
I tylko naszych pieniędzy szkoda. (Swoją drogą, ciekawe jak zareagują rynki walutowe).
Co jest śmieszne, a co straszne w tej całej historii?
Straszne jest to, że jeśli Skrzypka wybiorą, będzie przez ładnych parę lat nieodwoływalny. Ale to nie znaczy niezależny. W końcu nie będzie mógł ugryźć ręki, która dała mu to stanowisko i tyle innych wcześniej. Zdaje się, że prezydent zapomniał też, że on tylko wyznacza kandydata na prezesa, ale NBP powinien być instytucją niezależną – także od prezydenta.
Straszne jest też to, że oto testuje się na naszych własnych pieniądzach stwierdzenie przypisywane kiedyś Leninowi, że nawet kucharka może zostać szefem rządu.
A co jest w tym wszystkim śmiesznego?
Że PiS i jego pomagierzy wyłożyli się na swoim sztandarowym haśle: Balcerowicz musi odejść.
Jasne, że musi – kończy mu się kadencja.
Ale co dalej, panowie szlachta?
Jutro w gabinetach banków centralnych na całym świecie najpierw rozlegnie się gromkie „Who the fuck is Skrzypek?” A kiedy już asystenci zrobią research, równie gromko wszyscy prezesi zakrzykną: „O, shit!”.
Jako i ja czynię :(


Kariera Kazimierza Marcinkiewicza

Środa, 27 grudnia, 2006

– Chłopie, masz tę robotę jak w banku – powiedział premier.
Dialog z „Kariery Nikodema Dyzmy”? Zasadniczo i pobieżnie prawie tak, tyle że Dyzma IV RP robi karierę nie od bankiera do premiera, tylko odwrotnie.
I taka jest mniej więcej różnica między II a IV RP.

Niestety, jeśli chodzi o podatność polskiej ziemi na zachwaszczenie Dyzmami, nie zmieniło się prawie nic.

O czym można się przekonać tutaj:

PS. Podziękowania dla wszystkich internautów, którzy sugerowali zajęcie się „Karierą Nikodema Dyzmy”.


Wigilia, najwyższy czas przemówić ludzkim głosem :)

Niedziela, 24 grudnia, 2006

Małpa z życzeniamiDrodzy czytelnicy, jeśli chodzi o życzenia, to najlepiej pożyczyć sobie samemu. Najlepiej w jakimś niedrogim banku.
Ale tradycja zobowiązuje i tym razem niefilmowo życzę:

Niektórym politykom – wybudzenia z koszmarów, które śnią na jawie.

Wszystkim wykształciuchom – rychłego końca IV RP.

A w ogóle to 3 mln mieszkań dla każdego, autostrad od morza do Tatr (i w poprzek) i dużo zdrowia, szczęścia i spokoju w te święta.

A jeszcze jakby spadł śnieg… :)


Czerwona małpa albo Brothers in Words

Piątek, 15 grudnia, 2006

No to mamy kolejną gafę. Jak podaje korespondent Radia Zet, reprezentujący Polskę na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli prezydent Kaczyński popisał się na jednej wieczornej konferencji dwiema wpadkami. Najpierw próbował poprawiać tłumaczkę, która przymiotnik „holenderski” przetłumaczyła poprawnie jako „Dutch”. Prezydent raczył był uważać, że powinno się powiedzieć „Netherlands”, co jako żywo jest rzeczownikiem („Holandia”).
Kiedy już minister Fotydze udało się przetłumaczyć prezydentowi, że to tłumaczka ma rację, Pierwszy Obywatel IV RP dał kolejną plamę. Zapomniał, że mikrofon jest włączony i zaczął sobie wybierać dziennikarzy, od których nie chciałby słuchać pytań. Już samo to jest obciachem dla polityka, ale jeśli przy okazji dziennikarkę, od której nie chce się usłyszeć pytania, nazywa się „czerwoną małpą” – to jest to już obciach do kwadratu, tak jakby na raut u ambasadora założyć dres z kreszu z czterema paskami.
Całej relacji można posłuchać tutaj. Niedługo pewnie nagranie wideo trafi na YouTube, bo całą rzecz nagrała też TVN24.
A teraz dwie refleksje.
Po pierwsze, na własne uszy słyszałem debatę między Kaczyńskim (Lechem) i Tuskiem przed kampanią prezydencką. Dyskusja odbywała się w TVN 24 i padło pytanie o znajomość języków. Kaczyński twierdził, że zna angielski na tyle dobrze, że czasami zdarza mu się poprawiać tłumaczy. Że mu się zdarza, właśnie zobaczyliśmy. Panie prezydencie, pański problem z Dutch-Netherlands jest na poziomie kursu podstawowego. Mówię to absolutnie poważnie i świadomie. Jako anglista z wykształcenia.
Po drugie, czemu u licha już po raz drugi na szczycie unijnym reprezentuje nas prezydent, a nie premier? Unijne spotkania mają charakter roboczy, często dotyczą spraw naprawdę przyziemnych i dotyczących mechaniki rządzenia, administracji – właśnie takich, jakimi zajmują się premierzy. I właśnie premierzy rządów reprezentują swoje kraje na unijnych szczytach. Chyba że kraj ma ustrój prezydencki, jak np. Francja. Ale u nas, póki co, panuje system parlamentarno-gabinetowy. A jednak drugi z braci nie uczęszcza na szczyty UE. Ba, w ogóle mało uczęszcza po świecie. „Super Express” pisał kiedyś, że to strach przed lataniem. A może to kwestia języka? Widocznie w panującej nam bliźniaczej parze to Lech jest światowcem i specjalistą od języków obcych. I tu: patrz refleksja pierwsza.
Co do „czerwonej małpy” to szkoda słów. Koń jaki jest, każdy widzi. Pocieszające jest tylko to, że w ten sposób prezydent pokrętnie, ale jednak potwierdza prawdziwość teorii ewolucji. A co na to wiceminister Orzechowski? :)
(foto via Nonsensopedia)


Będzie o Kaziu, nie o wackach

Środa, 6 grudnia, 2006

Tak, tak, cała IV RP żyje seksskandalem w Samoobronie, ale nie mam w ogóle ochoty zajmować się takim tematem. Kursor mi opada. W normalnym kraju od poniedziałku po południu mówiłoby się „były wicepremier Lepper”. Nie powiem, że to w pełni przewidziałem, ale trochę…
A IV RP jest cierpliwsza od papieru – zniesie wszystko i jeszcze więcej:

  • Taśmy prawdy, czyli korupcja polityczna PiS – i co? i nic.
  • Nazistowskie zabawy Wszechpolaków, czyli przybudówki LPR – i co? i nic.
  • Molestowanie w biurach poselskich Samoobrony – i co? i na razie nic, i – niestety – dalej też pewnie nic.

Co jeszcze musi się zdarzyć, żeby coś się zmieniło? Ktoś ma opublikować nagranie z rytualnego mordu z udziałem całej partyjnej wierchuszki?
Na szczęście są tematy mniej dołujące. Nie zapominajmy, że cała Polska szuka dziś pracy dla Kazia! W komedii „Poszukiwany, poszukiwana” (nie w „Czterdziestolatku” – dzięki Wojtek!) jedna z przedstawicielek czerwonego establishmentu mówiła: „Mój mąż z zawodu jest dyrektorem.” A Kazio z zawodu jest premierem, więc nie weźmie byle czego. Pytanie co mu dadzą.


Za zdrowie IV RP :)

Sobota, 2 grudnia, 2006

Cabernet KaczinskojeMamy weekend, więc proponuję toast za zdrowie wszystkich – i zwolenników, i przeciwników IV RP. Choćby takim wybornym cabernetem o swojsko brzmiącej nazwie Kaczinskoje.
Jeśli ABW i oburzeni zwolennicy IV RP zaczną pytać „czyja to wina?” to od razu odpowiem:

  • Po pierwsze, mówi się „czyje wino”, a nie „czyja wina”
  • Po drugie, wino jest z Ukrainy, konkretnie z Krymu

:)


Na „Szkle” zmalowane

Środa, 29 listopada, 2006

„Szkło kontaktowe” (które stąd serdecznie pozdrawiam), dostało się w niedzielę wyborczą w ogień krytyki premiera IV RP. No, może nie był to ogień, a jedynie płomyk, niemniej „Szkło”zostało już oficjalnie zaliczone do grona wichrzycieli, szarej sieci i innych wrogów Nowego Porządku.
Witamy w łże-elitarnym klubie :)
A skoro już o „Szkle” mowa, zdarza mu się pokazywać – premier rzekłby pewnie, że tendencyjnie – deficyt skarpetek między kostką a końcem nogawki spodni. Ostatnio taką „dziurę skarpetkową” zaprezentował w TVN24 minister Przemysław Edgar Gosiewski, drzewiej – wicepremier Ludwik Dorn.
Nie ciekawiło was, skąd się biorą za krótkie skarpetki ministrów IV RP? Odpowiedź jest banalnie prosta…