Kilka lat temu Sony PlayStation Europe wpadło na genialny pomysł marketingowy. Producent konsoli wspólnie z Nissanem zaprosił fanów popularnej gry wyścigowej Gran Turismo do walki o miejsce w prawdziwym samochodzie wyścigowym. Najlepsi gracze, którzy przechodzą przez sito na symulatorach, mają później szansę sprawdzenia się na prawdziwym torze.
Niektórzy z komputerowych maniaków okazali się wielkimi talentami także poza wirtualnym światem. Przykładem jest Jann Mardenborough, pierwszy zwycięzca GT Academy, który wystartował w brytyjskiej serii wyścigów GT3 w barwach zespołu RJN Motorsport. Mardenborough razem ze swoim bardziej doświadczonym partnerem zajęli w klasyfikacji generalnej wysokie szóste miejsce w sezonie 2012.
Okazuje się, że "komputerowiec" radził sobie zbyt dobrze. Regulamin wyścigów opiera się na zasadzie, że partnerem lidera zespołu może być kierowca niedoświadczony, na ogół dużo wolniejszy, sklasyfikowany w niższej grupie - system nazywany jest Pro/Gentleman. Jann jednak w niczym nie odstawał od lidera.
Zachęcony wynikami byłego gracza zespół RJN Motorsport zgłosił w tym roku dwa samochody z czterema zwycięzcami GT Academy, ale zgłoszenie nie zostało przyjęte. Wyniki osiągane przez byłych graczy nie odzwierciedlają znikomego doświadczenia jakie posiadają i trudno ich zakwalifikować do konkretnej grupy zawodników. A ze względu właśnie na brak doświadczenia powinni być w tej najniższej.
Wniosek? Nawet jeśli grając na konsoli marzysz o startach w prawdziwych wyścigach, to nie łudź się, bo możesz być po prostu… zbyt szybki.
Polacy też ścigają się w GT Academy