Samorządowcy wydali miliony na publiczne hotspoty. Teraz skarżą się, że ograniczenia nakładane przez Urząd Komunikacji Elektronicznej podważają sens tych inwestycji.
UKE ograniczył prędkość publicznych punktów dostępu do sieci. Restrykcje dotyczyły darmowego internetu, który czasem docierał do domów i mieszkań, i były uzasadniane interesem firm telekomunikacyjnych. Gminy i powiaty zaczynają jednak odczuwać negatywne skutki zmiany polityki UKE w sprawie darmowych hotspotów. Samorządowcy skarżą się, że nowe zasady sprawiają, iż ich inwestycje poszły na marne.
Samorząd powiatu łęczyńskiego w województwie lubelskim dwa lata czekał na decyzję UKE w sprawie 110 darmowych hotspotów. Gdy nadeszła, okazało się, że prędkość WiFi w niektórych miejscach nie może przekraczać 256 kb/s. – Nasze hotspoty znajdują się w miejscach typowo turystycznych i nie obejmują zasięgiem prywatnych domów i mieszkań. To są tereny Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego i Poleskiego Parku Narodowego. Dostęp do internetu przez WiFi podnosiłby atrakcyjność takich miejsc, bo turysta mógłby uzyskać szybko potrzebne informacje – mówi Małgorzata Kolary-Woźniak ze Starostwa Powiatowego w Łęcznej. Dodaje, że przy narzuconych przez UKE ograniczeniach hotspoty właściwie nie spełniają założonych przez samorząd celów. – Przy takich prędkościach trudno będzie ściągnąć większy załącznik do e-maila, nie mówiąc już o przeglądaniu stron zawierających treści multimedialne – podkreśla Kolary-Woźniak.
Podobny problem ma Grzegorz Benedykciński, burmistrz Grodziska Maz., w którym działa 12 punktów WWW. – Hotspoty funkcjonują na placu przed centrum kultury, w dwóch parkach oraz na targowisku. Na projekt wydaliśmy 400 tys. zł. Roczne utrzymanie infrastruktury kosztuje 70 tys. zł. Tymczasem zauważyliśmy, że korzysta z niej niewiele osób – mówi Benedykciński. Dodaje, że miasto zgodnie z zaleceniami UKE ograniczyło prędkość darmowego internetu do 256 kb/s. – Zmienia się rola publicznych punktów dostępu do sieci. Dzisiaj łącza o prędkości np. 1 MB/s nie są zagrożeniem dla operatorów sprzedających swoje usługi, bo komercyjny internet przyspieszył nawet do 300 Mb/s – uważa Benedykciński. Jego zdaniem UKE powinien zweryfikować stanowisko, w przeciwnym wypadku publiczne hotspoty staną się bezużyteczne.
– Na razie nie planujemy takiej zmiany, jednak nie jest wykluczona, gdy pojawią się takie postulaty ze strony zainteresowanych podmiotów – mówi Magdalena Gaj, prezes UKE. Dodaje, że w tej chwili żaden z samorządów pretensji nie zgłaszał. Wręcz przeciwnie, w ramach konsultacji gminy prosiły raczej o zaostrzenie kryteriów. – W wypadku incydentalnego korzystania z sieci i sprawdzenia potrzebnych informacji w trakcie pobytu na mieście prędkość 512 jest wystarczająca – uważa Gaj.
Ranking krajów o najszybszym dostępie do internetu na Forsal.pl