E-podręczniki znad Wisły uczą świat

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2013-05-11 13:15

W cyfrowej edukacji bariera językowa to nie problem. Gdańskie YDP już połowę przychodów czerpie z zagranicy.

Papier odchodzi do lamusa — nie tylko w mediach, które stopniowo przechodzą od gazet szeleszczących do klikających, ale również w szkołach, gdzie zeszyty, podręczniki i piórniki powoli ustępują miejsca komputerom i tabletom. Raczkująca cyfrowa rewolucja to dobry znak dla gdańskiej spółki Young Digital Planet (YDP), która już na początku lat 90. zaczęła inwestować w technologie na styku informatyki i edukacji, a w ostatnich latach notowała blisko 50 mln zł rocznych przychodów ze sprzedaży komputerowych programów edukacyjnych i multimedialnych platform dla uczniów i nauczycieli.

— Papierowe podręczniki oczywiście nie zostaną całkowicie wyeliminowane, ale ich rynkowy udział i znaczenie będą się szybko zmniejszały. W ubiegłym roku zwiększyliśmy przychody o ponad 20 proc., w tym też oczekujemy dwucyfrowego wzrostu, a zmiany w portfelu produktowym jeszcze powinny zwiększyć tę dynamikę w kolejnych latach — mówi Andrzej Molski, prezes YDP.

YDP jest częścią międzynarodowej grupy Sanoma, poza rynkiem edukacyjnym wydającej też prasę oraz posiadającej portale internetowe i stacje telewizyjne w kilku europejskich krajach. Wywodzący się z Finlandii koncern — wypracowujący rocznie 2,75 mld EUR przychodów — w polskim portfelu ma jeszcze wydawnictwo Nowa Era (jednego z największych graczy na rynku tradycyjnych podręczników) i zależną od niego spółkę Vulcan, dostarczającą systemy IT dla oświaty. O ile jednak tradycyjni wydawcy edukacyjni skupiają się niemal wyłącznie na rodzimych rynkach, cyfrowe YDP nie przejmuje się granicami i klientów ma m.in. w Chinach.

— Połowa naszych przychodów pochodzi z rynku polskiego, reszta — z ponad 40 rynków zagranicznych — mówi Andrzej Molski. Finowie w YDP pojawili się już w latach 90. — najpierw zajmowali się tylko dystrybucją produktów polskiej spółki, ale krok po kroku przejmowali nad nią kontrolę. Pierwsze udziały kupili w 1999 r., pięć lat później mieli już 50 proc., a w 2010 r. przejęli całość. Dzięki polskiej spółce zaczęli zaglądać na rynki poza Europą. — Klientów za granicą zdobywamy dzięki udziałowi w targach edukacyjnych — np. w Londynie, we Frankfurcie czy Rijadzie. Dostarczyliśmy m.in. platformę na zlecenie niemieckiego stowarzyszenia wydawców edukacyjnych, na której już dostępnych jest kilkaset podręczników kilkudziesięciu wydawców. Podobne rozwiązanie mogłoby funkcjonować w Polsce. Bardzo atrakcyjnymi rynkami są kraje rozwijające się, jak np. Kazachstan czy Turcja — mówi Andrzej Molski. Dlaczego? Według prezesa YDP, społeczeństwo jest tam młodsze niż na zachodzie Europy, a nakłady na edukację dynamicznie rosną.

— Jednocześnie dzieje się to, co zdarzyło się wcześniej w Polsce przy okazji metod płatności i szybkiego wprowadzenia kart płatniczych — czyli od razu do powszechnego użycia wchodzą najnowocześniejsze technologie — jak tablety — z pominięciem etapów pośrednich, na których często nadal tkwią kraje rozwinięte, w których cyfrowa rewolucja zaczęła się wcześniej — mówi Andrzej Molski.

W Polsce za technologiczne zmiany w szkołach odpowiedzialność wzięło Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN), które chce m.in. do 2015 r. stworzyć 18 darmowych e-podręczników do kształcenia ogólnego. YDP, jak niemal wszyscy wydawcy edukacyjni na rynku, w ministerialnym programie Cyfrowa Szkoła nie uczestniczy i przekonuje, że MEN — mimo dobrych chęci — „niepotrzebnie próbuje wymyślić koło od nowa”.

— Nim te e-podręczniki wejdą do użytku, mogą okazać się technologicznie przestarzałe. Zmiany w tej branży zachodzą bardzo szybko i programy przygotowywane np. w 2009 r. już nie pasują do rynku — bo chwilę potem pojawiły się tablety, które wymusiły kompletną zmianę podejścia do cyfrowej edukacji. Lepszym rozwiązaniem byłaby otwarta platforma z zasobami dostarczanymi przez konkurujących merytorycznie i technologicznie wydawców — uważa Andrzej Molski.