Rosja daje 4 mln rubli za włam do sieci Tor

Marek DruśMarek Druś
opublikowano: 2014-07-28 12:11

Rosyjski resort spraw wewnętrznych zaoferował blisko 4 mln rubli (350 tys. zł) za opracowanie, które pokaże jak można uzyskać dostęp do danych o użytkownikach anonimowej sieci internetowej Tor.

 Rosyjski resort spraw wewnętrznych zaoferował blisko 4 mln RUB (350 tys. zł) za opracowanie, które pokaże, jak można uzyskać dostęp do danych o użytkownikach TOR. To wirtualna sieć komputerowa, która dzięki zastosowaniu metod kryptograficznych zapewnia użytkownikom prawie anonimowe surfowanie po internecie. Dostać się do niej można, instalując program łączący się z serwerami utrzymywanymi na komputerach użytkowników. Rządowe zamówienie to reakcja na gwałtowny wzrost liczby rosyjskich użytkowników TOR. Sieć jest popularna zwłaszcza wśród dziennikarzy czy aktywistów politycznych, którzy obawiają się o swoją prywatność. Niestety, jest także wykorzystywana przez przestępców, a w mediach pojawia się najczęściej w kontekście sprawnych akcji organów ścigania. Tak było w zeszłym roku, kiedy FBI zamknęło SilkRoad, platformę sprzedażową działającą w sieci TOR i nazywaną „narkotykowym eBayem”.

fot. Bloomberg
fot. Bloomberg
None
None

 

Nie złamano jednak wówczas zabezpieczeń sieci, lecz wykorzystano słabe punkty witryn bądź nieostrożność zarządzających. Choć o słabościach TOR mówi się już od dawna, nikt jeszcze nie zaprezentował sposobu ich wykorzystania. Po raz pierwszy miało się to zdarzyć na konferencji Black Hat, poświęconej bezpieczeństwu. Prelegenci obiecali, że każdy posiadający sprzęt wart 3 tys. USD będzie w stanie wyśledzić dowolnego internautę. Konferencja została jednak odwołana, a programiści z The TOR Project, organizacji non profit zajmującej się rozwijaniem sieci, wzięli się do łatania zabezpieczeń. W Rosji z TOR korzysta obecnie 210 tys. ludzi, są piątą wśród najliczniej reprezentowanych nacji. Najwięcej tamtejszych użytkowników przybyło w czerwcu, zaraz po podpisaniu przez prezydenta Władimira Putina ustawy obligującej do rejestracji w rządowym systemie każdą stronę internetową, którą dziennie odwiedza ponad 3 tys. osób.

 Wysiłki mające na celu wzmocnienie kontroli rosyjskiego internetu przybrały na sile na początku roku, kiedy m.in. zablokowano blog jednego z najbardziej znanych działaczy opozycyjnych Aleksieja Nawalnego. Następnie zabrano się za VKontakte, największą sieć społecznościową na wschód od Bugu. Od kwietnia jej twórca Paweł Durow jest już tylko mniejszościowym udziałowcem. Po przeszukaniu siedziby firmy i prywatnego mieszkania został zmuszony do sprzedaży 48-procentowego pakietu udziałów funduszowi inwestycyjnemu kojarzonemu z Władimirem Putinem. 40 proc. akcji ma grupa Mail.ru, kontrolowana przez Alishera Usmanowa — biznesmena przyjaźnie nastawionego do Kremla.

Przykład idzie z Zachodu

Choć działania Władimira Putina budzą poważny sprzeciw, to nie różnią się one zbyt mocno od polityki amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), prowadzonej w ramach akcji PRISM. NSA jest w stanie inwigilować nie tylko media społecznościowe, ale również skrzynki e-mailowe ludzi na całym świecie, w tym liderów sojuszniczych państw, np. Angeli Merkel. Różnica polega na tym, że rosyjski prezydent gra w otwarte karty, ujawnienie szpiegostwa w USA wymagało natomiast poświęcenia Edwarda Snowdena.