Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

14.01.2008
poniedziałek

Pożyczki przez Internet

14 stycznia 2008, poniedziałek,

Rys_PiotrSochaWRZUĆ MONETTĘ

Dzięki Internetowi już wkrótce będziemy mogli tanio pożyczać sobie pieniądze. A ci, którzy mają nadmiar gotówki, zarobią więcej niż na lokatach. Wszystko to bez pośrednictwa banków. Brzmi pięknie. Ale czy się spełni?

Cała siła zamierzenia ma tkwić w komunikacyjnym i społecznym potencjale internetowej sieci. Skoro możemy wystawić na aukcji Allegro wygrzebany na strychu komiks z kapitanem Żbikiem i znajdą się na niego chętni, dlaczego w ten sam sposób nie zaoferować światu naszych finansowych potrzeb? A skoro w sieci jest nadreprezentacja osób zamożnych, może ktoś zechce te potrzeby spełnić (czyli określoną kwotę na ustalony czas pożyczyć)? Oczywiście nie za darmo, a na określony (niższy od bankowego) procent. Internetowy serwis skontaktuje ze sobą chętnych – biorcę i dawcę pieniędzy – oraz zorganizuje całą transakcję. Za to pobiera 1 proc. pożyczanej kwoty. Proste?

Na taki pomysł trzy lata temu wpadli założyciele brytyjskiego serwisu internetowego Zopa. Za Zopą stali ludzie od lat związani z branżą e-finansów – pomysłodawcy i założyciele pierwszego wirtualnego banku Egg (na jego sukcesie wzorowali się potem twórcy polskiego mBanku). Udało im się przyciągnąć potężnych inwestorów – fundusze, które wcześniej wyłożyły pieniądze na start m.in. eBay oraz wyszukiwarki Google.

W marcu 2005 r. Zopa ruszyła, a w świat poszła informacja o rewolucji w świecie finansów. Oto ludzie – ludziom, a konkretniej internauci – internautom, pożyczają pieniądze, choć nie za darmo. To był rodzaj internetowej kasy oszczędnościowo-pożyczkowej. O tyle lepszej, że bez pośrednictwa instytucji finansowych, bez konieczności utrzymywania oddziałów i pensji bankierów-krwiopijców. Socjologowie natychmiast ochrzcili to zjawisko mianem social lending (pożyczek społecznościowych), a alterglobaliści zapiali z zachwytu.

Zopa obsługuje dziś 170 tys. osób i za jej pośrednictwem zawierane jest 5 tys. transakcji miesięcznie. Jeszcze większą karierę zrobił jej amerykański odpowiednik – serwis Prosper, który obsłużył kredyty na ponad 100 mln dol. Serwisy do pożyczek społecznościowych powstały m.in. w Niemczech (smava.de), Holandii (boober.nl), Danii (fairrates.dk). Są nawet serwisy takie jak myc4.com czy kiva.org, za których pośrednictwem można udzielać mikropożyczek przedsiębiorczym mieszkańcom krajów nierozwiniętych. Na przykład mieszkającej w Ugandzie Sarah Mawejje i jej 5 wspólniczkom, które potrzebują 1700 dol., żeby kupić zarodniki grzybów (będą je potem hodować i sprzedawać, aby zarobić na życie). Albo Mazamowi Thaa, 35-letniemu mieszkańcowi Wysp Togo, który potrzebuje 1100 dol. na zakup pola z palmami kokosowymi (z kokosów będzie wyrabiał alkohol).

Firma Forrester Research szacuje, że w 2010 r. przez serwisy społecznościowe przepłynie na świecie miliard dolarów. A już wczesną wiosną social lending trafi do Polski za sprawą serwisu Monetto.pl.

Twórcy serwisu Monetto.pl nie silą się na oryginalność. Kopiują rozwiązania sprawdzone na świecie. Dotyczy to też inwestora, którego przekonali do swego pomysłu. Został nim fundusz IIF, który niegdyś uczestniczył m.in. w powstaniu ComArchu, banku Inteligo oraz usługi płatności rachunków w sklepowej kasie pod nazwą Moje Rachunki.

Żeby zostać pożyczkodawcą, trzeba będzie podać podstawowe dane osobowe, w tym obowiązkowo numer rachunku bankowego. – Nie mamy zamiaru zastępować urzędu skarbowego i sprawdzać, skąd pochodzi pożyczany kapitał – mówi Łukasz Banach, jeden z twórców Monetto.

Za to dokładnie prześwietlani będą pożyczkobiorcy. To od ich uczciwości i regularnych spłat rat będzie zależeć powodzenie przedsięwzięcia. Oni muszą dostarczyć e-mailem fotokopie dokumentów tożsamości, numer konta, listę już zaciągniętych kredytów, miesięcznych wydatków, zaświadczenia o zarobkach oraz zgodzić się na ich sprawdzenie (m.in. u pracodawcy i w Biurze Informacji Kredytowej, które przechowuje dane o wszystkich klientach, którzy zaciągali bankowy kredyt).

Na tej podstawie serwis Monetto będzie prowadził scoring, czyli sprawdzał wiarygodność kredytową biorcy, oraz przypisywał go do jednej z pięciu grup (od najlepszej do niskiej). Ta punktowa ocena oraz niektóre informacje będą widoczne dla potencjalnych pożyczkodawców. Na tej podstawie będą mogli oszacować, jakie ryzyko ponoszą.

Potem wszystko odbywa się na podobnych zasadach jak w przypadku aukcji na Allegro. Biorca pisze, na co i ile potrzebuje pieniędzy (minimalnie 500 zł, maksymalnie 25 tys. zł, najdłużej na trzy lata) oraz jaki najwyższy procent zgadza się zapłacić. Dawca lub dawcy (bo na jeden kredyt zrzucić się może nawet kilkadziesiąt osób) deklarują, ile chcą pożyczyć i na jaki procent.

Gdy aukcja się kończy, transakcja zawierana jest online, a pieniądze zmieniają właściciela. Spłata odbywa się w miesięcznych równych ratach. Wszystkie transakcje będą dokonywane przy pomocy mBanku. – Pieniądze nigdy nie będą do nas trafiały. Jesteśmy tylko platformą do kontaktu – tłumaczy Banach.

Monetto organizuje również techniczną stronę transakcji, przechowuje wszystkie dane, monitoruje terminowość spłat oraz rozdziela wpłacane raty proporcjonalnie między wszystkich dawców, za co inkasuje prowizję. Serwis wyliczy też kwotę podatku Belki (19 proc. od zysku), którą będziemy musieli samodzielnie wpłacić do urzędu skarbowego oraz udzieli porad prawnych – w jakiej sytuacji i ile podatku od czynności cywilno-prawnych (PCC) muszą uiścić biorcy.

RozmiarStopy

Czy ten pomysł ma sens? Teoretycznie tak, bo polskie banki udzielają drogich pożyczek i niechętnie dzielą się zyskami z klientami trzymającymi pieniądze na kontach i lokatach. – Różnica pomiędzy średnim oprocentowaniem nowo udzielanych kredytów konsumenckich a stopami procentowymi wzrosła z 6 pkt. proc. w lutym 2006 do 8,5 pkt. proc. na koniec września 2007 r. – mówi Paweł Majtkowski, analityk firmy doradztwa finansowego Expander.

Tzw. rzeczywista stopa procentowa, czyli kredyt wraz ze wszystkimi obowiązkowymi opłatami, ubezpieczeniami itp., przekracza zazwyczaj 20 proc. – Taka dysproporcja to dostateczna zachęta do rozwoju usług pożyczek społecznościowych. Pożyczkobiorcy, szczególnie ci uczciwi, z czystą kartą i dobrą wiarygodnością finansową, dostaną w Internecie pieniądze znacznie taniej niż w banku – twierdzi Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl.

Twórcy Monetto szacują, że w przypadku grupy najbardziej wiarygodnych klientów będzie to 5-8 proc. W przypadku klientów najmniej wiarygodnych – nawet 25 proc. – Z Monetto będą mogły korzystać również osoby, które nie dostaną kredytu w banku. Ale nasz system będzie to pokazywał, więc nie mogą liczyć na najniższe oprocentowanie. Zawsze jednak mogą znaleźć się dawcy gotowi zaakceptować takie ryzyko za odpowiednią opłatą – mówi Banach.

Po drugiej stronie też będą zyski, bo pożyczkodawca otrzyma z powrotem pieniądze z procentem, którego nie da mu żadna lokata. Większość platform pożyczek społecznościowych stara się być maksymalnie przejrzysta. Amerykański Prosper udostępnia analizy jakości udzielonych za jego pośrednictwem kredytów (na stronie lendingstats.com). Dzięki temu potencjalny kredytodawca ma szczegółowe dane dotyczące ryzyka, jakie będzie ponosił.

Z danych Prospera wynika, że 76,7 proc. kredytów jest spłacanych bez problemów i na bieżąco. 10 proc. pożyczek pomyślnie się już zakończyło i wszystkie strony są zadowolone. 10 proc. pożyczkobiorców ma opóźnienia w regulowaniu rat. A 3 proc. transakcji uznano za stracone i dług zostanie sprzedany do windykacji lub spłacony przez ubezpieczenie.

Brytyjska Zopa, która filtruje kredytobiorców, utrzymuje z kolei, że transakcje oszukańcze stanowią tam około 0,2 proc. zawieranych umów. Na podstawie dwóch lat działalności platform pożyczek społecznościowych można też wysnuć wniosek, że najwięcej oszustw zdarza się w pierwszych kilku miesiącach po ich uruchomieniu, kiedy przestępcy testują własne możliwości. – Dlatego na początku będziemy szczególnie ostrożni i wyczuleni. Każda próba oszustwa zakończy się wyrzuceniem na zawsze z serwisu – zapewnia Łukasz Banach z Monetto. Twórcy Monetto nie ukrywają, że ich przedsięwzięcie to nie bank i nic tu nie jest gwarantowane. Pożyczane pieniądze można stracić, o ile pożyczkobiorca okaże się nierzetelny.

Przed takim rozwojem wypadków ma chronić dawców kilka zabezpieczeń. Oprócz dokładnego prześwietlania wiarygodności zbawienne może okazać się właśnie rozdzielanie ryzyka. Możemy zadeklarować sfinansowanie tylko niewielkiej części danej pożyczki (min. 50 zł) i poczekać, aż dołączą inni. Statystycznie, im więcej dawców bierze udział w operacji, tym mniejsze ryzyko ponosi każdy z nich. Każda ze stron transakcji będzie mogła sobie wykupić dodatkowe ubezpieczenia (m.in. od śmierci kontrahenta czy ryzyka jego bankructwa).

Monetto bierze też na siebie próby windykacji zaległych rat – nękanie telefonami, pisanie pism, wezwań do zapłaty, straszenie konsekwencjami. Ostatecznie dług będzie sprzedawany firmie windykacyjnej, a pożyczkodawca odzyska w ten sposób choć część kwoty (20-40 proc.).

Jeszcze innym pomysłem jest wykorzystanie siły społeczności, jaka drzemie w sieci. Do wybranej pożyczki będzie można zaprosić rodzinę i przyjaciół, którzy swoją obecnością (i pieniędzmi) potwierdzą naszą wiarygodność.

Pożyczkobiorcy i pożyczkodawcy będą się mogli łączyć w grupy, na których łączną opinię będzie wpływać ocena poszczególnych ich członków. W ten sposób grupy same będą dbać o uczciwość. Dodatkowo lider grupy, czyli jej opiekun, będzie dostawał wynagrodzenie od każdej w terminie spłaconej pożyczki. Duża ilość wzajemnie udostępnianych informacji (do których ma też dostęp operator serwisu) ma też gwarantować, że w społeczne pożyczanie nie zaangażuje się np. mafia.

SkadPozyczamy

Banki na razie na pożyczanie społecznościowe patrzą jak na ciekawostkę, a nie realne zagrożenie. Bardziej zaniepokojone są za to firmy udzielające pożyczek bezpośrednich. Choćby Provident, który ostatnio zaczął działać również w sieci (pod marką Rapida). Komisja Nadzoru Finansowego, która dba o porządek na rynku finansowym, na razie sprawie się przygląda.

– Dopóki serwis nie ruszy, trudno cokolwiek powiedzieć. Na pewno nie wolno im używać nazw „bank” oraz „kredyty” – mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF. Ale tak długo, jak transakcje pożyczek zawierane są przez osoby prywatne, nie są naruszane przepisy ani ustawa antylichwiarska.

Serwis wystartuje na wiosnę. Pośpiech jest wskazany, bo nad podobnymi usługami pracują również portale: finansowo.pl oraz aukcjekredytowe.pl, dotąd zajmujące się jedynie pośrednictwem w sprzedaży bankowych kredytów hipotecznych.

Twórcy Monetto są dobrej myśli. Na ich korzyść przemawia, że Polacy wbrew pozorom są narodem otwartym na techniczne nowinki. Szczególnie gdy policzą, że to się im opłaca. Dowodem jest sukces mBanku, Allegro czy telefonii Skype. Zdaniem Michała Macierzyńskiego z portalu Bankier.pl jesteśmy jednak jednocześnie zachowawczy i ostrożni, jeśli chodzi o skłonność do ryzyka. Może się więc okazać, że choć wielu pożyczkę społecznościową przez Internet będzie chciało wziąć, to już niewielu zechce ją dać. I interes się rypnie.

Piotr Stasiak

Tekst opublikowany w tygodniku „Polityka” (1/2008)

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 2

Dodaj komentarz »
  1. Pomysł na stworzenie w Polsce serwisu, który oferowałby pożyczki bezpośrednie bez udziału banku, jest bardzo dobry. Sam skorzystałem z takiego systemu pozyczek social lending na serwisie, który akurat nie jest wymieniony w artykule mianowicie http://www.kokos.pl ale musze przyznać, że pomysł z P2P-lending jest jaknajbardziej trafiony.

  2. Sam korzystałem z Kokos.pl jako inwestor i wszystko było ok – pożyczka na 6 miesięcy była spłacana regularnie. Jeszcze jest Smava – coś o niej można poczytać tutaj jak ostatnio widziałem – też muszę się jej przyjrzeć. Pozdrawiam.

css.php