Zwolennicy Juliana Assange’a wypowiadają światową wojnę informatyczną organizacjom, które ich zdaniem starają się ograniczyć działalność portalu WikiLeaks.
Jak podał brytyjski „The Guardian”, już kilkanaście tysięcy hakerów z całego świata ściągnęło oprogramowanie, które pozwoli im na udział w operacji „Payback” i zablokowanie stron internetowych m.in. władz USA, Wielkiej Brytanii i Szwecji, a także niektórych najważniejszych korporacji międzynarodowych. Aż 9 tys. hakerów pochodzi z USA i 3 tys. z Wielkiej Brytanii, ale Polska z tysiącem informatyków, którzy przyłączyli się do operacji, także jest jednym z państw najbardziej zaangażowanych w tę operację. Tyle samo hakerów pochodzi z Niemiec, Holandii, Kanady, Francji, Hiszpanii, Rosji i Australii.
Zwolennicy Assange,a już odnieśli pierwszy sukces. Armia 3 tys. hakerów zdołała w ostatnich dniach zablokować systemy informatyczne Visa, MasterCard i PayPal za ich odmowę pośredniczenia w przelewach na rzecz WikiLeaks. Zdaniem ekspertów to może kosztować emitentów kart kredytowych wiele milionów dolarów, bo przed świętami Bożego Narodzenia przeprowadzają one wyjątkowo wiele operacji. Z tych samych powodów hakerzy zdołali także zablokować stronę internetową szwajcarskiej poczty, która wcześniej prowadziła rachunki dla WikiLeaks.
Teraz jednak operacja „Payback” ma wejść w nowy etap. Celem hakerów są bowiem największe platformy internetowe świata – Amazon, Facebook i Twitter, które odmówiły w ostatnich tygodniach współpracy z WikiLeaks. Celem miałoby być zainfekowanie takim wirusem, który doprowadzi do całkowitego paraliżu tych systemów. Warunkiem jest skoordynowany atak 30 – 40 tys. hakerów.
Amerykańskie władze już przyznały, że nie udało im się zapobiec publikacji kolejnych dyplomatycznych depesz przez WikiLeaks. – Atakują z ukrycia i nie muszą obawiać się zemsty. W tej nowej formie wojny nie ma reguł – przyznaje Charles Dodd, doradca rządu USA ds. bezpieczeństwa sieci internetowych.
Zdaniem „Guardiana” obrońcy Assange,a przybrali strukturę niezwykle zdecentralizowanego, oddolnego ruchu, który pod wieloma względami przypomina Al-Kaidę i jest niezwykle trudny do zdekonspirowania. Na razie jego punktem koordynacyjnym jest strona 4Chan.org.
Zwolennicy WikiLeaks działają także w realu. Setki protestujących zgromadziło się w weekend w Madrycie, Sewilli, Barcelonie i Walencji. Hiszpanów zbulwersowały ujawnione przez portal sugestie, że rząd USA naciskał na zaniechanie śledztwa w sprawie zabójstwa przez żołnierzy amerykańskich w Bagdadzie hiszpańskiego kamerzysty Jose Couso. Protestujący domagali się też, aby władze brytyjskie uwolniły zatrzymanego z powodu oskarżeń o gwałt Juliana Assange,a, który we wtorek będzie przesłuchiwany w Londynie.
Tymczasem WikiLeaks ma naśladowców. W Bułgarii ruszyła założona przez mieszkającego w Paryżu dziennikarza Atanasa Czobanowa strona BolkanLeaks. Ujawnił on m.in. stenogramy zamkniętych posiedzeń komisji parlamentarnych, porozumienia energetyczne z Rosja czy raporty służb specjanych.